„BND (Federalna Służba Wywiadowcza – red.) w żadnym momencie nie reprezentowała poglądu, że w Smoleńsku w kwietniu 2010 roku mogło dojść do zamachu” – mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM rzecznik niemieckiego wywiadu Martin Heinemann. Podkreśla, że Jürgen Roth autor książki „Zamknięte akta S.” nigdy z nim się nie kontaktował. Odnosząc się do notatki, na którą powołuje się Roth, rzecznik Federalnej Służby Wywiadowczej oświadczył: „Zaczęliśmy szukać tych dokumentów w naszej bazie, ale bez sukcesu”.
Adam Górczewski RMF FM: Od jak dawna Federalna Służba Wywiadowcza wiedziała, że Jürgen Roth pisze książkę o katastrofie polskiego tupolewa i powołuje się na dokumenty BND?
Martin Heinemann, rzecznik niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej: O pomyśle na książkę i o zbliżającym się jej ukazaniu dowiedzieliśmy się z pytań polskich dziennikarzy. To było tydzień przed Wielkanocą.
Pytania były w związku z cytatami z depeszy BND. Co w związku z tym zrobiliście?
Na początku nie mieliśmy dostępu do treści książki. Potem pojawiły się jednak też pytania od niemieckich mediów, które już cytowały dokumenty, na które powoływał się pan Roth w swojej książce. Zaczęliśmy szukać tych dokumentów w naszej bazie, ale bez sukcesu.
Bardzo ważne jest jednak, i to chcę podkreślić, że BND w żadnym momencie, także w marcu 2014 roku, nie reprezentowała poglądu, i tym bardziej nie przekazywała takiego stanowiska do niemieckiego rządu, że w Smoleńsku w kwietniu 2010 roku mogło dojść do zamachu.
Czy Jürgen Roth próbował potwierdzić w BND autentyczność dokumentu, na który się powołuje?
Pan Roth, autor książki, ze mną, z biurem prasowym się nie kontaktował, i nie prosił o potwierdzenie autentyczności dokumentów, które rzekomo posiada.
Nie przekazywaliście teorii zamachu swojemu rządowi. Czy to jednak oznacza też, że nie sprawdzaliście tej wersji?
Trudny jest szpagat między z jednej strony przejrzystością, którą staramy się budować choćby udzielając tego wywiadu, a metodami naszej pracy i koniecznością ochrony naszych źródeł z drugiej strony. Dlatego chcę zaakcentować i jeszcze raz podkreślić - Federalna Służba Wywiadowcza nigdy nie traktowała teorii zamachu jako swojego stanowiska i nigdy nie informowała rządu, że przy tym tragicznym wypadku mogło chodzić o zamach.
Jest możliwe, że ta cytowana w książce depesza jednak istnieje, ale jej po prostu nie znaleźliście w archiwum?
Naturalnie przeszukaliśmy całe nasze zasoby kiedy tylko, dzięki dziennikarskim pytaniom, poznaliśmy cytaty z tego rzekomego dokumentu. Do tej pory jednak bez skutku - nic nie znaleźliśmy. Nie chcę jednak spekulować i zapewniać, że to oznacza, że on nie istnieje.
Możliwe więc, że taki dokument trafił do centrali, ale ktoś go ocenił jako niewiarygodny albo nieważny?
Nie chcę spekulować. Powiem jeszcze raz - szukaliśmy i nie znaleźliśmy. Ale to i tak nie ma znaczenia dla najważniejszego - BND w żadnym momencie nie wychodziła z założenia, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu. I nigdy nie informowaliśmy o takiej teorii rządu.
Wasza instytucja najczęściej unika komentowania dziennikarskich rewelacji. Dlaczego w tej sprawie wydajecie tak jasny komunikat?
Jako niemiecki wywiad wychodzimy naprzeciw niemieckim mediom. Obecnie dużo częściej niż w minionych dziesięcioleciach. Naszym celem jest zbudowanie zaufania do nas niemieckiego społeczeństwa, bo w ich interesie pracujemy. Krok po kroku pracujemy nad tym, żeby informować o naszej pracy. Oczywiście mamy ograniczenie wynikające z metod pracy i konieczności ochrony naszych źródeł, ale jest tez dużo rzeczy, z którymi możemy wychodzić na zewnątrz.
W tym przypadku udzielamy informacji chętnie także polskiemu medium, bo nie mogę bez komentarza zostawić tezy o tym, że mogło dojść do zamachu. Tym bardziej, że BND jest wskazywana jako źródło. Dla nas jest ważne by było jasne, że teza o zamachu nie jest naszą tezą.
Wie pan, że pana dementi jest traktowane przez część zaangażowanych w sprawę osób jako potwierdzenie istnienia tych dokumentów?
Obojętne, co powiem - wszystko można poddać w wątpliwość. Siedzę tu z panem, bo chcę pokazać, że nasze stanowisko jest klarowne.
Czy wersja wypadku jest jedyną teorią BND?
Znowu nie chcę spekulować... Dla nas ważny jest efekt, ocena materiałów. I dlatego podkreślam jeszcze raz, odnośnie rzekomych dokumentów wspominanych w książce pana Rotha, że BND nigdy nie składała sprawozdania, w którym byłaby zawarta teoria zamachu. Taki jest efekt naszej pracy i to jest najważniejsze.
(j.)