Nikita Klenkow był oficerem Głównego Zarządu Wywiadu Wojskowego Rosji (GRU) i zastępcą dowódcy jednostki GRU 43292, która stanowi ośrodek szkoleniowy Sił Operacji Specjalnych. Był - ponieważ tydzień po powrocie z Ukrainy został zastrzelony we wsi Mielenki pod Moskwą.

REKLAMA

Moskiewska agencja prasowa MK podała, że główny wątek śledztwa wskazuje na związek morderstwa oficera z jego udziałem w wojnie na Ukrainie.

Klenkowa zastrzelono w środę rano, około godziny 9. 44-letni oficer GRU kierował samochodem, gdy nieznany napastnik podjechał do niego i oddał co najmniej trzy strzały w boczną szybę.

"W rezultacie mężczyzna zginął na miejscu, a samochód poruszał się dalej, aż uderzył w ogrodzenie domu" - pisze obrazowo w swoim komunikacie Komitet Śledczy Rosji, z którym skontaktowała się redakcja amerykańskiego "Newsweeka". Zabójca miał czekać na Klenkowa przy wjeździe do miejscowości.

W tej sprawie wszczęto postępowanie dotyczące morderstwa i nielegalnego posiadania broni.

Niezależny serwis rosyjski "Ważne historie" twierdzi, że Klenkow służył w siłach specjalnych GRU i zajmował wysokie stanowisko. Zamordowany mężczyzna miał być częścią jednostki wojskowej 43292 — to Centrum Szkolenia Sił Operacji Specjalnych.

Miejsce, w którym został zabity, znajduje się około 20 minut jazdy od siedziby Centrum.

Według doniesień rosyjskiej agencji prasowej TASS, powołującej się na źródło w GRU, Klenkow "wrócił do domu tydzień temu" z linii frontu na Ukrainie.

Obecnie nie jest jasne, czy atak miał być zabójstwem o podłożu politycznym. Kijów nie skomentował sprawy.

W lipcu w zamachu bombowym w Moskwie stopy stracił inny oficer GRU. Ukraińcy wówczas zaprzeczyli, jakoby mieli cokolwiek wspólnego z atakiem. Doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak zaznaczył jednak dość sarkastycznie, że jak sądzi, w samochodzie ofiary doszło do "awarii instalacji gazowej".