Na ulicach Kijowa codzienne życie toczy się zupełnie normalnie, niewiele różni się od codzienności w Poznaniu czy Warszawie – donosi specjalny wysłannik RMF FM na Ukrainę Mateusz Chłystun. Niektórzy jednak obawiają się rosyjskiej agresji. Polscy dyplomaci gotowi są na każdy scenariusz, obecnie jednak nie ma mowy o ich ewakuacji z Ukrainy.

REKLAMA

Przy stacji metra na ulicy Instytuckiej w Kijowie ludzie wychodzą ze stacji i idą do pracy. Tuż obok na rogu jest otwarty całodobowy sklep spożywczy, w którym niektórzy zatrzymują się i robią poranne zakupy.

W stolicy Ukrainy poza niektórymi korektami w rozkładzie lotów, głównie niemieckich linii lotniczych, oba lotniska Boryspol i Żulany działają bez zmian. Podobnie jest z koleją, która kursuje po całym kraju.

Na kijowskim dworcu można zauważyć kilku żołnierzy, którzy w mundurach czekają na pociąg do Mariupola. To jednak nic nowego. Wojna na wchodzie toczy się od 8 lat i dla wielu mundurowych służba przy granicy z Rosją stała się normą.

"Agresja trwa od 8 lat"

Według szefa resortu obrony Ukrainy Olekieja Reznikowa, agresja ze strony Federacji Rosyjskiej trwa od kiedy jej wojska zajmują Krym. Minister przekonuje, że rosyjskie siły choć gromadzą się przy granicy z Ukrainą, to nie utworzyły grup, które mogłyby je szturmować.

Wojna trwa, agresja trwa, nie mamy informacji, by Rosja planowała wtargnięcie przez granice, bo nie ma ruchów, które mogłyby to zapowiadać - mówi w czasie spotkania z dziennikarzami.

Rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki przekonywała jednak, że Rosja wciąż prowadzi agresywną retorykę, szerzy dezinformacje i szuka powodu do wejścia na terytorium Ukrainy.

W Kijowie temat rosyjsko-ukraińskiego napięcia jest na pierwszym miejscu w mediach, szeroko komentowane są słowa szefa resortu obrony.

Policja w dzielnicy rządowej

W dzielnicy rządowej ukraińskiej stolicy widać jednak wzmożone siły policji. Władze informują jednak, że nie ma to związku z potencjalnym konfliktem z Rosją, ale spodziewają się powtórki protestów, jakie odbyły się wczoraj przed Radą Najwyższą.

Na manifestacji spotkało się tu kilkuset małych przedsiębiorców, sprzeciwiających się obowiązkowym kasom fiskalnym. Doszło do szarpaniny z policjantami, a manifestacja została stłumiona. Dlatego dziś do skweru przed budynkiem Rady nie ma dostępu. Pilnuje go kilkudziesięciu policjantów, stojących w odległości kilku metrów od siebie.

W zamkniętych, prostopadłych do ulicy Hruszewskiego mniejszych ulicach stoją też duże policyjne radiowozy, pełne policjantów gotowych do interwencji. Patrole policji przy niemal każdym budynku dzielnicy rządowej Kijowa rozstawiono także w nocy. Na razie jest tu jednak spokojnie i nie widać gromadzących się manifestantów.

"Wojna to zawsze dramat"

W metrze czy autobusach nikt głośno nie mówi o napięciach na linii Kijów-Moskwa. W takich miejscach słychać raczej rozmowy - o zakupach, pracy, szkole czy planach na najbliższe dni. Nie każdy, którego pytaliśmy o napiętą sytuację przy granicach z Rosją chciał na ten temat rozmawiać. Nie za wiele w tym wszystkim rozumiem, jestem zagubiona. Nie chcę myśleć o złym - mówi jedna z mieszkanek Kijowa.

Kilkoro innych mieszkańców na temat potencjalnego konfliktu ma jednak kilka przemyśleń. Tyle państw nie może się porozumieć na ten temat, ale życie tak czy inaczej toczy się normalnie. Nie wiemy co dalej się wydarzy, wojna to zawsze dramat. Ona trwa u nas już od kilku lat. Spokojnie, narobią hałasu i wszystko się uspokoi. Putinowi Ukraina do niczego niepotrzebna. Donbas, Krym - tak, ale Ukraina nie. Żyjcie spokojnie, w domu, z rodziną - usłyszał reporter RMF FM na kijowskim Chreszczatyku, głównej ulicy miasta.

Polscy dyplomaci są gotowi na każdy scenariusz

Na ulicy Jarosławiw Wał oprócz polskiej ambasady mieści się też ambasada Włoch. Obie pracują normalnie. Nie widać też, by były jakoś specjalnie strzeżone. Życie w tej części Kijowa toczy się podobnie jak w pozostałych częściach miasta.

W pobliżu stacji Złote Wrota mieszkańcy umawiają się na kawę w czasie przerwy w pracy. W ich rozmowach nie słychać wątków dotyczących napięcia na linii Kijów-Moskwa.

Jak usłyszeliśmy, w ambasadzie jej pracownicy są gotowi na każdy scenariusz. Na razie jednak w żadnym z wariantów nie jest brana pod uwagę ewakuacja naszego personelu. Jeśli by do niej doszło, to z Ukrainy musiałoby wyjechać około 250 osób, to dyplomaci i ich rodziny. Uważają, że najbardziej niepokojące w napiętej sytuacji z Rosją są skutki gospodarcze i ekonomiczne dla Ukrainy.