"W tym momencie w Kabulu nie ma żadnego polskiego dyplomaty. Siły wojskowe są wycofywane, udało się ochronić życie i zdrowie naszych ludzi" - mówił wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Na lotnisku w Kabulu doszło dziś do wybuchu. Media podają informacje o wielu ofiarach.

REKLAMA

Przydacz podkreślił, że Polska zdecydowała o zakończeniu ewakuacji z Kabulu w oparciu o raporty dotyczące bezpieczeństwa.

Nie chcieliśmy dłużej narażać zdrowia i życia naszych konsulów, tak więc dziś rano wylądował ostatni samolot z cywilami. W tym momencie w Kabulu nie ma żadnego polskiego dyplomaty, są oni już w bezpiecznym miejscu - zapewnił wiceszef MSZ.

Jak dodał, polscy dyplomaci już od dzisiejszego poranka nie pojawiali się w miejscu zagrożenia. Dzięki Bogu udało się uchronić życie i zdrowie naszych ludzi - mówił wiceszef MSZ.

Dodał, że informacje jakie docierają z Kabulu są bardzo niepokojące. Jest mowa o wybuchach, rannych, o ofiarach śmiertelnych, także o rannych ze strony amerykańskiej. Będziemy je wszystkie weryfikować - zapewnił.

Podkreślam raz jeszcze: polskich dyplomatów w Kabulu już nie ma, także i tych osób, które chcieliśmy ewakuować, nie ma w Kabulu. Operacja ewakuacyjna również i naszych sił przebiega zgodnie z planem - przez Uzbekistan, następnie do Warszawy. Jestem przekonany, że najpóźniej jutro wszyscy nasi ludzie, wszyscy nasi obywatele, będą już bezpieczni w Warszawie - powiedział Przydacz.

Wybuch na lotnisku w Kabulu

W pobliżu lotniska w Kabulu doszło do dwóch wybuchów. Pentagon mówi o "złożonym zamachu". Jak podaje agencja Reutera, zginęło 13 amerykańskich żołnierzy. 14 innych członków sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest rannych. Nadal nieznana jest całkowita liczba afgańskich ofiar dwóch zamachów. Według "Wall Street Journal", który powołuje się na przedstawiciela afgańskich służb medycznych, liczba ta wynosi co najmniej 90, zaś co najmniej 150 osób zostało rannych. Do przeprowadzenia zamachu przyznało się Państwo Islamskie.

Jedna z eksplozji miała miejsce pod Abbey Gate, jednym z głównych wejść na lotnisko, gdzie gromadzili się ludzie.

Do drugiego wybuchu doszło pod hotelem Baron, ok. 300 metrów dalej. Hotel ten był używany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków przeznaczonych do ewakuacji.

Jak podaje agencja Reutera, zginęło 13 amerykańskich żołnierzy. 14 innych członków sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest rannych. Nadal nieznana jest całkowita liczba afgańskich ofiar dwóch zamachów. Według "Wall Street Journal", który powołuje się na przedstawiciela afgańskich służb medycznych, liczba ta wynosi co najmniej 90, zaś co najmniej 150 osób zostało rannych.