Będzie 10 kandydatów w wyborach prezydenckich. Jak ustalił nasz dziennikarz RMF FM Tomasz Skory, Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała właśnie ostatnich czterech kandydatów, którzy będą ubiegać się o wybór na urząd prezydenta.
Stanisław Żółtek, Marek Jakubiak, Mirosław Piotrowski i Paweł Tanajno kończą listę kandydatów, którzy złożyli w PKW wymaganą liczbę 100 tys. podpisów.
Ich nazwiska znajdą się więc na kartach do głosowania razem z zarejestrowaną wcześniej szóstką: Andrzejem Dudą, Małgorzatą Kidawą-Błońską, Szymonem Hołownią, Robertem Biedroniem, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, Krzysztofem Bosakiem.
Wcześniej do prokuratury trafiły zawiadomienia dotyczące list poparcia, na których znalazły się nazwiska i podpisy osób nieżyjących - chodzi o podpisy na listach Marka Jakubiaka, Wojciecha Podjackiego, Andrzeja Voigta, Wiesława Lewickiego, Jana Potockiego i Stanisława Grzywę.
Śledczy będą musieli ocenić, jak do tego doszło. Rzecznik Państwowej Komisji Wyborczej Tomasz Grzelewski dodał, że w weryfikowanych w ostatnich dniach dokumentach dostarczonych przez sztaby kandydatów są też inne uchybienia - na przykład niewłaściwe numery PESEL. Jak dodał - stwierdzenie tych nieprawidłowości - jeśli prawidłowych podpisów jest co najmniej 100 tysięcy - nie ma wpływu na rejestrację kandydatów.
Sąd Najwyższy odrzucił 4 kolejne skargi osób, którym Państwowa Komisja Wyborcza odmówiła zarejestrowania w wyborach prezydenckich z powodu nieprzedstawienia potrzebnej do tego liczby podpisów.
Grzegorz Sowa, Romuald Starosielec, Zbigniew Potocki i Kajetan Pyrzyński zaskarżyli uchwały PKW twierdząc, że zebranie podpisów uniemożliwiły im ograniczenia, związane z wprowadzeniem stanu epidemii.
W poniedziałek Sejm przyjął ustawę, zgodnie z którą wybory prezydenckie w 2020 r. zostaną przeprowadzone wyłącznie w drodze głosowania korespondencyjnego. To samo rozwiązanie będzie miało zastosowanie w drugiej turze wyborów. Głosowanie będzie odbywać się bez przerwy od godziny 6 do godziny 20. W tych godzinach wyborcy - samodzielnie lub za pośrednictwem innej osoby - będą musieli umieścić kopertę zwrotną (z kartą do głosowania oraz podpisanym oświadczeniem o osobistym i tajnym oddaniu głosu) w specjalnie przygotowanej do tego celu nadawczej skrzynce pocztowej na terenie gminy, w której widnieją w spisie wyborców.
Na taki sposób przeprowadzenia wyborów w majowym terminie nie zgadza się opozycja argumentując, że w czasach epidemii przeprowadzanie głosowania byłoby niebezpieczne dla obywateli i przekonując, że dyskusja na ten temat jest stratą czasu, który przeznaczyć można na działania ws. pomocy w kryzysie w wyniku epidemii. Opozycja oraz eksperci zauważają również, że za mało zostało czasu na przygotowanie tak dużego przedsięwzięcia - czemu zaprzecza partia rządząca.
Wybory prezydenckie okazały się być również "kością niezgody" na linii Prawo i Sprawiedliwość - Porozumienie Jarosław Gowina. Dotychczasowy wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego w poniedziałek podał się do dymisji. W tle miał być spór z Jarosławem Kaczyńskim o termin wyborów.
Prawo i Sprawiedliwość upiera się przy majowym terminie głosowania w wyborach prezydenckich. Co więcej, szef rządu dotychczas wielokrotnie publicznie podkreślał, że nie ma powodu, by wybory prezydenckie nie odbyły się w zaplanowanym terminie. Minister zdrowia był w deklaracjach bardziej oszczędny: ostatnio stwierdził, że głosowanie korespondencyjne - które, przypomnijmy, zaproponowało i forsuje PiS - to opcja bezpieczniejsza, a swoją ostateczną rekomendację Szumowski zapowiadał na połowę kwietnia.
Z listu Jarosława Gowina do członków Porozumienia wynika natomiast, że i Mateusz Morawiecki, i Łukasz Szumowski mają ugruntowane - krytyczne - zdanie nt. majowego terminu wyborów prezydenckich. Jak twierdzi odchodzący wicepremier: obaj zgadzali się z nim, że przeprowadzenie głosowania 10 maja oznaczać będzie zagrożenie dla zdrowia i życia Polaków.
Ustawa dotycząca głosowania korespondencyjnego trafiła teraz do Senatu. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki zapowiedział, że na rozpatrzenie tej ustawy Senat wykorzysta przysługujące mu na to 30 dni. Oznacza to, że o tym, jak będziemy głosować w wyborach prezydenckich, będziemy wiedzieli dopiero na kilka dni przed wyborami.