Tygodnik „wSieci” publikuje w najnowszym wydaniu nieznane dotąd szerzej zdjęcia z lat 2008-2010 przypominając czytelnikom w formie swoistego fotoreportażu okoliczności wydarzenia, które wstrząsnęło cała Polską. Kilkadziesiąt niepublikowanych fotografii układa się w wyjątkową, bolesną opowieść o wydarzeniach, które poprzedziły smoleńską tragedię 10 kwietnia 2010 roku.
Pierwszy akt rozpoczął się co najmniej dwa lata przed katastrofą. Dramat, który wstrząsnął Polską, miał swój początek w pozornie błahej politycznej grze. Atak rządu Donalda Tuska na prezydenta Lecha Kaczyńskiego stopniowo przybierał na sile, by zakończyć się tragedią w sobotni poranek 10 kwietnia 2010 r. Straciliśmy wtedy ludzi, po których płakała cała Polska. Dotarliśmy do wielu nigdy nieopublikowanych zdjęć z tego czasu - piszą Marek Pyza i Marcin Wikło, dziennikarze "wSieci".
Jako początek niefortunnej serii zdarzeń, które napędzały wzajemną niechęć do siebie najważniejszych polityków w państwie, a co za tym idzie także medialną nagonkę na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, publicyści wskazują spór o reprezentację Polski na szczycie UE w Brukseli:
14 października 2008 r. premier Donald Tusk wysiada w Brukseli z Tu-154M. Samolot nie wrócił do Warszawy po Lecha Kaczyńskiego. Odmówił tego Tomasz Arabski.
"Rząd nie udzielił prezydentowi rządowego samolotu do Brukseli, ponieważ jest to prywatna podróż głowy państwa" - mówił szef KPRM.
Kancelaria Prezydenta musiała następnego dnia wyczarterować maszynę dla głowy państwa. Jak widać na fotografiach z unijnego szczytu, relacje między dwoma najważniejszymi polskimi politykami były poprawne, a nawet ciepłe. Nie można nie zapytać o szczerość gestów Donalda Tuska, który z jednej strony uśmiechał się do Lecha Kaczyńskiego, a z drugiej mówił dziennikarzom: "Powiem brutalnie - nie potrzebuję pana prezydenta".
Na łamach tygodnika znajdujemy zdjęcia z najważniejszych wydarzeń w Polsce, w których brali udział pasażerowie tragicznego lotu Tu-154, a także niepublikowane wcześniej fotografie ze spotkań Donalda Tuska bezpośrednio przed i po katastrofie oraz trudny dla wszystkich powrót ciał ofiar do kraju:
Nie sposób zapomnieć widoku kolejnych trumien przywożonych wojskowymi samolotami i ustawianych na drewnianych stojakach na płycie lotniska. Jak w upiornym kołowrotku. Kondukty żałobne mijały inne zrozpaczone rodziny dopiero czekające na swą kolej, by przyjąć szczątki najbliższych. Nie mogli wówczas podejrzewać, że ich osobiste tragedie będą się ciągnąć tak długo. Na jednym ze zdjęć widzimy rodzinę Walentynowiczów idących za trumną, w której w rzeczywistości nie było Anny Walentynowicz.