Co najmniej 10 osób zginęło w wyniku powodzi we włoskim regionie Marche w środkowej części kraju. Bilans kataklizmu, do którego doprowadziły gwałtowne ulewy, podały władze prowincji Ankona. Cztery osoby uważa się za zaginione, jest wśród nich dwoje dzieci.

REKLAMA

/ VIGILI DEL FUOCO HANDOUT / PAP/EPA
Opis / CARLO LEONE / PAP/EPA
Opis / CARLO LEONE / PAP/EPA
Opis / CARLO LEONE / PAP/EPA
/ VIGILI DEL FUOCO HANDOUT / PAP/EPA
Opis / ALESSANDRO DI MEO / PAP/EPA
Opis / ALESSANDRO DI MEO / PAP/EPA
Opis / ALESSANDRO DI MEO / PAP/EPA
Opis / ALESSANDRO DI MEO / PAP/EPA
Opis / ALESSANDRO DI MEO / PAP/EPA

"To były niesłychane ilości wody", "przyniosły chaos i śmierć" - tak sytuację opisał szef włoskiej Obrony Cywilnej Fabrizio Curcio po spotkaniu sztabu kryzysowego w Ankonie. Takie ulewy nazywane są "bombami wodnymi".

Jedną z najbardziej zniszczonych miejscowości jest nadmorska Senigallia.

Jak poinformowano, w ciągu kilku godzin w Marche spadła jedna trzecia deszczu, jaki pada w tych stronach średnio w ciągu roku. W niektórych miejscowościach deszczu spadło dwa razy tyle, ile podczas całego lata.

W nocy z czwartku na piątek strażacy uratowali dziesiątki osób, które schroniły się na dachach swych domów i na drzewach. Łącznie ewakuowano kilkaset osób.