Krzysztof Wielicki nie chce komentować szokujących ustaleń wyprawy Jacka Berbeki, który odnalazł i pochował na Broad Peaku ciało Tomasza Kowalskiego. Brat zmarłego na Karakorum Macieja powiedział reporterowi RMF FM: „Tomasz Kowalski miał na sobie przody od innych raków, a tyły od innych, związane tylko sznurkiem”.
Krzysztof Wielicki, szef tragicznie zakończonej wyprawy na Karakorum, jak zawsze, odbiera telefon. Ale kiedy nasz dziennikarz pyta go o sprawę raków Tomasza Kowalskiego w czasie wyprawy na Broad Peak szybko odpowiada, że nie chce rozmawiać i niczego komentować.
Jak dodaje, wszyscy na tej wyprawie mieli najlepszy sprzęt i każdy sam go sobie przygotowywał. A pytany o poluzowane raki odpowiada, że mogło to być spowodowane tym, że w czasie podejścia Tomasz Kowalski zsunął się w dół. A potem nie miał już siły poprawić sprzętu.
Na koniec Krzysztof Wielicki mówi jeszcze, że przecież to nie sprzęt był powodem tego, że ta wyprawa tak tragicznie się zakończyła.
W trzy tygodnie po opublikowaniu raportu komisji badającej tragiczną zimowa wyprawę na ośmiotysięcznik, Jacek Berbeka zdecydował się przekazać fakty, które nie znalazły się w raporcie. Według Berbeki, Kowalski mógł zginąć dlatego, że miał uszkodzone i własnoręcznie przerobione raki, które spadły mu z nogi.
Jak ja zobaczyłem raki Tomka, to nie wierzyłem. Tomek miał dwa modele raków połączone i z tyłu całkowicie, ale to kompletnie, starte zęby. Okazało się, że były to raki do skialpinizmu, aluminiowe - powiedział Berbeka.
Miesiąc wcześniej trzy razy te raki Tomkowi spadały, a w zejściu złamał mu się całkowicie łącznik. Tomek, nie wiem dlaczego, został wypuszczony na takim sprzęcie na atak szczytowy. Te raki były dla mnie w ogóle nie do użycia - dodał.