Szef Biura Ochrony Rządu najprawdopodobniej zawiesi swojego zastępcę po tym, jak prokuratura postawiła mu zarzuty w związku z organizacją wizyt premiera i prezydenta w Katyniu w 2010 roku. Śledczy uważają, że gen. Paweł Bielawny nie dopełnił obowiązków, a także poświadczył nieprawdę w jednym z dokumentów dotyczących tych wizyt.
Według rzeczniczki, postawione gen. Bielawnemu zarzuty to efekt wydanej w styczniu opinii biegłych i analizy dokumentacji związanej z pracą BOR-u. Pewne wątpliwości ekspertów co do obiektywizmu budzi jednak opinia biegłych, opisująca zaniedbania BOR-u. W jej przygotowaniu uczestniczył bowiem m.in. były wiceszef tej służby Jarosław Kaczyński, który jest w konflikcie z Biurem.
Jak ustalił reporter RMF FM, to pierwsze i ostatnie zarzuty dla BOR-u w tym śledztwie.
Po południu szef Biura spotkał się z ministrem Jackiem Cichockim. Szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych poinformował, że gen. Paweł Bielawny, został zdymisjonowany.
Biegli w swojej styczniowej opinii wytknęli kierownictwu BOR-u niewłaściwy nadzór nad pracą funkcjonariuszy zabezpieczających podróże najważniejszych ludzi w państwie do Smoleńska. Stwierdzili między innymi nieprawidłowości podczas wizyt rozpoznawczych. Chodzi o nieprzeprowadzenie rekonesansu tras przejazdu, miejsc pobytu delegacji, a także brak wiedzy na temat lotnisk zapasowych.7 kwietnia 2010 roku w Katyniu był Donald Tusk. Trzy dni później na uroczystości wyleciał Lech Kaczyński. Tupolew z prezydentem na pokładzie rozbił się w Smoleńsku.
Eksperci uznali też, że podczas obu wizyt zabrakło odpowiednich specjalistów - w tym funkcjonariusza grupy lotniskowej, pirotechnika i lekarza sanitarnego. Dodatkowo przed wizytami nie było odpraw, na których funkcjonariusze otrzymaliby zadania.
Poza tym BOR-owców nie było na lotnisku podczas lądowania samolotów w czasie obu wizyt. Brakowało systemów łączności, do działań wyznaczono funkcjonariuszy z małym doświadczeniem. Pracownicy BOR-u z grup zabezpieczenia nie mieli broni palnej.
W przypadku zarzutu poświadczenia nieprawdy w dokumencie chodzi o dokument z korespondencji pomiędzy BOR-em a jedną z instytucji. W piśmie wiceszef Biura zapewnia o pewnych kwalifikacjach jednego z funkcjonariuszy udających się w delegację do Katynia. Zdaniem śledczych, w rzeczywistości funkcjonariusz tych kwalifikacji nie posiadał.