Dorota Rasińska-Samoćko zdobyła już dziewięć ośmiotysięczników. Przed nią kolejny - Dhaulagiri, zwany również Białą Górą. To szczyt o wysokości 8167 m n.p.m. położony w środkowo-zachodnich Himalajach, sąsiadujący z Annapurną. W najbliższym czasie planowany był atak na szczyt. Niestety, od wielu dni pogoda nie sprzyja himalaistom.
Kiedy rozmawialiśmy z Dorotą w trakcie Festiwalu Górskiego w Lądku-Zdroju, himalaistka była akurat w samej końcówce przygotowań do wyjazdu. Termin festiwalu bardzo jej nie pasował, ale strasznie tu chciała być, by podzielić się z uczestnikami swoimi dotychczasowymi osiągnięciami górskimi.
14 września leciała już do Nepalu. Po przybyciu uzyskała oficjalną zgodę na organizację wyprawy, którą przydzielają urzędnicy w Ministerstwie Turystyki Nepalu. Dorota została mianowana liderką zespołu wyprawowego. Kilka dni później ekipa wyjechała w kierunku obozu bazowego pod Dhaulagiri, mijając miasto Pokhara i zjawiskowe Jezioro Fewa, lokalną atrakcję turystyczną. Potem ponad 5-godzinny dojazd jeepem do świątyni buddyjskiej w Marpha, a następnie długi trekking do bazy, gdzie dotarli około 19 września.
W SMS-ie wysłanym do redakcji RMF FM himalaistka poinformowała, że 28 września wyruszyli do obozu I. Tam spędzili jedną noc, a dzień później, w czwartek 29 września, dotarli do obozu II na wysokości 6200 m n.p.m. Następnego dnia planowali podejście do położonego o 1200 m wyżej obozu III.
Podejście odbyło się w bardzo trudnych warunkach, przy śnieżycy i silnym wietrze. Na trasie dużo śniegu i spore problemy z zakładaniem kolejnych poręczówek. "Idę na górę z pełnym plecakiem, bo Szerpowie nie mieli czasu na depozyty i dźwigamy wszystko razem" - pisała himalaistka w wiadomości z 29 września. "Między base campem (obozem bazowym - przyp. red.) a obozem I jest bardzo dużo szczelin i zniszczone poręczówki po lawinach. Podejście było ekstremalnie trudne" - podkreślała Dorota. Kolejna informacja dochodzi 30 września: "Zmiana planów, na szczycie wiatr do 70 km/h, więc dopiero jutro idziemy do obozu III, rest (odpoczynek - przyp. red.) i w nocy do góry".
Kolejna widomość doszła do naszej redakcji 3 października za pośrednictwem koordynującego wyprawę z kraju Bartka Olewniczaka z Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego oraz SMS-sem od samej himalaistki.
Dorota Rasińska-Samoćko pisze: "1 października podeszłam z fixing teamem (zespół zakładający poręczówki - przyp. red.) prawie do obozu III na 7300 m n.p.m., ale była bardzo zła pogoda, śnieg głęboki, wiatr, mgła, zasypany track, duże zagrożenie lawinowe. Lawiny schodziły samoistnie, więc atak szczytowy został odwołany i po 11 godzinach zespół wrócił znowu do obozu II. W obozie bazowym ostatecznie odwołano całą ekspedycję, bo było za duże zagrożenie lawinami. Zresztą przy podejściu do obozu III zostałam dotknięta przez lawinę, ale byłam przypięta do poręczówki na sztywno i odkopałam się sama" - relacjonuje himalaistka.
"Prognozy pogody w ogóle się nie sprawdziły - sypało śniegiem trzy dni, więc Biała Góra tym razem postawiła na swoim, nawet nie poprowadzono poręczówki powyżej obozu III. Teraz pomyślę na spokojnie co dalej, pewnie będzie trekking do Marphy. Mocne pozdrowienia z Nepalu" - dodaje.
Dorota Rasińska-Samoćko realizuje niezwykle śmiały projekt "Podwójna Korona", czyli zdobycie Korony Himalajów i Karakorum oraz Korony Ziemi - 14 najwyższych ośmiotysięczników oraz 9 najwyższych szczytów wszystkich 7 kontynentów Ziemi.
Więcej o Dorocie Rasińskiej-Samoćko przeczytacie TUTAJ.