Na Węgrzech trwa budowa gigantycznego zbiornika, który miałby przyjąć ewentualną drugą falę chemicznego wycieku z zakładów aluminiowych w Ajka. Pękają bowiem dwie ściany zbiornika, z którego dokładnie przed tygodniem wylało się milion metrów sześciennych chemikaliów.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
W zbiorniku wciąż jest 7 milionów ton groźnych substancji toksycznych. Bezpieczeństwo mieszkańców zależy teraz od kilku czynników. Przede wszystkim tama nie może zostać przerwana przed zakończeniem budowy zbiornika, a ta powinna zakończyć się w środę rano. Po drugie, jeśli czerwona maź znów wyleje się z zakładów, musi spłynąć właśnie w stronę budowanej grobli. Po trzecie, zbiornik musi być wystarczająco duży.
Zbiornik numer 10, z którego wylały się chemikalia jest połączony bezpośrednio z identycznym basenem numer 9, w którym znajduje się taka sama ilość chemikaliów. Gdy pękające ściany tego pierwszego runą, wówczas pod wpływem wytworzonego ciśnienia taki sam los może spotkać drugi zbiornik. Władze przyznają, że istnieje takie zagrożenie, starają się jednak na to przygotować.
Budowana grobla będzie miała 600 metrów długości, 30 szerokości i 5 wysokości. By zminimalizować skutki ewentualnej katastrofy, zdecydowano się na przepompowanie części chemikaliów ze zbiornika numer 9 do jednego z pustych basenów. Na placu budowy pracuje cztery tysiące ludzi i 300 maszyn, robimy wszystko, aby nie dopuścić do tragedii - powiedział w prywatnej stacji telewizyjnej TV2 rzecznik prasowy premiera Węgier Viktora Orbana, Peter Szijarto.
Wkrótce z pewnością będziemy świadkami tego, czy wyliczenia ekspertów się sprawdzą, bo tamy nie da się już uratować. Opierając się na analizach, te dwie ściany na pewno zostaną zniszczone, ponieważ cały czas są w ruchu, ponieważ cały czas naciska na nie 2,5 miliona metrów sześciennych czerwonego błota - mówią specjaliści.
W kuluarach nieoficjalnie mówiło się o tym, że jeżeli tama nie zostanie przerwana, władze same ją zdetonują. Jeden z przedstawicieli ministerstwa środowiska wykluczył jednak scenariusz. Powiedział, że ewentualna eksplozja mogłaby uszkodzić pozostałe zbiorniki z chemikaliami, a takiego ryzyka nikt nie podejmie. Mieszkańcy Kolontar nie będą mogli jeszcze dziś wrócić do domów, choć budowa zapory idzie dobrze i jest zaawansowana w 70 procentach - powiedział rzecznik węgierskich służb do spraw zarządzania kryzysowego Tibor Dobson.