Rosyjski portal RBK, powołując się na źródła, poinformował o zmianie na stanowisku dowódcy Zachodniego Okręgu Wojskowego w Rosji. Generała pułkownika Aleksandra Żurawlowa zastąpił generał porucznik Roman Bierdnikow.
RBK pisze, że na stronie internetowej ministerstwa obrony Rosji Żurawlow wciąż figuruje jako dowódca Zachodniego Okręgu Wojskowego, a Bierdnikow jako dowódca 29. Armii Ogólnowojskowej.
Żurawlow stanął na czele Zachodniego Okręgu Wojskowego, który obejmuje m.in. obwody graniczące z Ukrainą, w 2018 r. Po raz ostatni w przestrzeni publicznej generał pojawił się w maju, kiedy wręczał odznaczenia rosyjskim wojskowym za udział w wojnie na Ukrainie - podaje Fontanka.
Według Centrum Komunikacji Strategicznej Sił Zbrojnych Ukrainy Żurawlowa zwolniono za niepowodzenia na froncie.
Bierdnikow ukończył kijowskie liceum wojskowe im. Suworowa. Generał m.in. dowodził rosyjskimi wojskami w Syrii.
Odbicie przez wojska ukraińskie Łymanu wywołało w Rosji falę krytyki pod adresem resortu obrony i dowódców odpowiedzialnych za rosyjskie zgrupowanie. Wśród krytyków są przywódca Czeczenii, szef najemniczej Grupy Wagnera i kilku blogerów wojskowych. "Siłowicy zaczynają się gryźć między sobą" - mówią komentatorzy.
Rosyjskojęzyczna redakcja BBC wybija, że rosyjskich generałów i dowództwo wojskowe skrytykował jako pierwszy bliski Putinowi lider Czeczenii Ramzan Kadyrow, a następnie biznesmen Jewgienij Prigożyn, szefujący kremlowskiej armii najemników, tzw. Grupie Wagnera. Zarówno jeden, jak i drugi, chcą pozycjonować się jako ważne postaci tzw. specjalnej operacji wojskowej, jak Kreml określa swoją napaść na Ukrainę.
Przede wszystkim dostało się gen. Aleksandrowi Łapinowi, który bezpośrednio odpowiada za wojska w Donbasie, ale skrytykowani zostali także ludzie z "góry", ze sztabu generalnego.
"Obroną tego odcinka kierował dowódca Centralnego Okręgu Wojskowego, gen. Łapin. Ten sam Łapin, który dostał gwiazdę Bohatera Rosji za wzięcie Lisiczańska, chociaż nawet blisko go tam nie było. Łapinowi oddali pod dowodzenie także wojska Zachodniego Okręgu Wojskowego" - napisał Kadyrow.
"Przykre jest nie to, że Łapin jest beztalenciem, ale że kryją go na górze osoby z kierownictwa sztabu generalnego" - zauważył Kadyrow oraz poradził władzom zdegradowanie Łapina do szeregowego i wysłanie na pierwszą linię frontu, by "krwią zmył swoją hańbę".
"Nie wiem, co raportuje ministerstwo obrony głównodowodzącemu, ale ja osobiście uważam, że potrzebne są bardziej kardynalne działania, włącznie z ogłoszeniem stanu wojennego nad granicą i użycia broni jądrowej małej mocy" - oświadczył Kadyrow.
Szef Grupy Wagnera, który w ostatnim czasie zasłynął wyciąganiem na front więźniów z rosyjskich kolonii karnych, entuzjastycznie słowa Kadyrowa poparł. "Ramzan - zuch. (...) Wszystkich tych sk... z karabinem, boso na front" - napisał.
Do tych głosów krytyki dołączyły inne, w tym szeregu "patriotycznie nastawionych" znawców wojny, blogerów wojskowych i propagandystów. Krytykowany jest nie tylko Łapin, ale też m.in. szef sztabu generalnego Walerij Gierasimow.
Utratę okupowanego Łymanu, ważnego strategicznie miasta w obwodzie donieckim, rosyjskie ministerstwo obrony tradycyjnie już nazwało "odwrotem" w celu zajęcia wygodniejszych pozycji do obrony.
Nie przekonało to orientujących się w sytuacji rosyjskich blogerów wojskowych i tzw. korespondentów wojennych, którzy już wiele dni wcześniej alarmowali, że ukraińskie okrążenie się domyka, a dowództwo robi zbyt mało, i którzy dosłownie błagali o przysłanie dodatkowych sił.
Jeden z kanałów, związanych z Grupą Wagnera, uciekł się nawet do pośredniej krytyki samego Putina. "Jakim trzeba być lizod... i kreaturą, żeby kazać utrzymywać miasto, ignorując sytuację na froncie i wbrew zdrowemu rozsądkowi, a także dlatego, że nie chce się zepsuć humoru jednemu człowiekowi w dniu jego wystąpienia (o bezprawnej aneksji okupowanych terytoriów Ukrainy - przyp. red.)".
"Nie nazwałbym tego rozłamem w elitach, bo tych ludzi nie da się nazywać elitami, ale na pewno jest to rozłam w bloku siłowym" - ocenił w swoim programie na YouTube opozycyjny rosyjski dziennikarz Michael Nacke. W krytycznych komentarzach, jak stwierdził, jest wiele prawdy, ale zrzucanie winy na tych czy innych dowódców nie zmieni sytuacji, bo problem rosyjskiej armii nosi charakter systemowy i od lat panuje w niej zasada negatywnego doboru.
"Dlaczego Kadyrow i Prigożyn nagle zdecydowali się zaatakować ministerstwo obrony? Bo sami przestali być potrzebni w chwili ogłoszenia mobilizacji. Byli frontmanami, którzy chcieli zarobić punkty i w oczach Putina, i w oczach społeczeństwa, że na nich wszystko się trzyma. Kadyrow przez swoje tik-tok wojska (tak złośliwie określana jest gwardia Kadyrowa, która - zdaniem ekspertów - nie odegrała istotnej roli w działaniach bojowych), a Prigożyn - przez swoich więźniów. On tak powiedział: albo więźniowie, albo wasze dzieci (pójdą walczyć). A teraz wychodzi na to, że i więźniowie, i dzieci" - mówił Nacke.
"Po ogłoszeniu mobilizacji to ministerstwo obrony dostało carte blanche na decyzje w sprawie tej ‘operacji wojskowej’ i w sprawach kadrowych. Dlatego Prigożyn i Kadyrow, chcąc się wykazać, wzięli się za dyskredytowanie ministerstwa obrony. Chociaż, wydawałoby się, po co, skoro ono samo skutecznie dyskredytuje się już od siedmiu miesięcy" - dodał dziennikarz.
Według niego "siłowicy", tj. kierujący resortami siłowymi, właśnie zaczęli się gryźć między sobą - Kadyrow i Prigożyn będą atakować generałów, ci będą odpowiadać". "A to, co do nas dociera, to tylko przysłowiowe wióry, które lecą od rąbanych drzew, wierzchołek góry lodowej" - ocenił Nacke.