Prezydent USA Donald Trump podczas spotkania z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem w ubiegłym tygodniu mimowolnie ujawnił tajne informacje wywiadu - poinformował dziennik "Washington Post". Chodzi o rozmowę, w której Trump wspomniał o prawdopodobnej operacji Państwa Islamskiego z użyciem bomby umieszczonej w laptopie. Według źródeł amerykańskiego dygnitarza cytowanego przez "Washington Post", informacje te pozwalają na ustalenie tożsamości i miejsca pobytu informatora, jak również ustalenie, która z sojuszniczych agencji wywiadowczych przekazała CIA te poufne informacje.
"Washington Post" - który wcześniej serią sensacyjnych artykułów doprowadził do dymisji prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna - informuje, że jeden z przedstawicieli aparatu bezpieczeństwa państwa, nie czekając na zakończenie spotkania Trumpa z Ławrowem, wybiegł z Gabinetu Owalnego, by ostrzec CIA i Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) przed konsekwencjami wypowiedzi prezydenta.
Alan Dershowitz, emerytowany profesor prawa i nieprzejednany krytyk Trumpa, w wywiadzie dla niechętnej prezydentowi USA telewizji CNN nazwał rewelacje "Washington Post" "najpoważniejszym w historii zarzutem wysuniętym wobec urzędującego prezydenta".
Doniesieniom dziennika zaprzeczyli sekretarz stanu Rex Tillerson i prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster, którzy uczestniczyli w spotkaniu w Gabinecie Owalnym w ubiegłą środę.
McMaster podczas pośpiesznie zwołanej konferencji prasowej powiedział, że "prezydent nigdy nie omawiał podczas spotkania w Białym Domu szczegółów i metod operacji wywiadu".
Po odczytaniu oświadczenia McMaster odmówił odpowiedzi na pytania dziennikarzy.
W spotkaniu Trumpa z Ławrowem, które odbyło się dzień po zwolnieniu Jamesa Comeya ze stanowiska dyrektora FBI, uczestniczył także Siergiej Kislak, ambasador Rosji w Waszyngtonie i jeden z głównych bohaterów kontrowersji związanych z kontaktami otoczenia prezydenta USA z przedstawicielami Kremla.
Amerykańscy fotoreporterzy nie zostali wpuszczeni na poprzedzającą rozmowy w Białym Domu tradycyjną sesję fotograficzną, co wywołało oburzenie nawet z reguły przychylnej Trumpowi telewizji Fox. W rezultacie zdjęcia roześmianego prezydenta Trumpa i ambasadora Kislaka pojawiły się w amerykańskich mediach za pośrednictwem rosyjskiej agencji TASS.
Trump wyjaśniał, że spotkał się z Ławrowem i zgodził na wejście do Gabinetu Owalnego rosyjskich fotoreporterów, bo poprosił go o to podczas rozmowy telefonicznej prezydent Rosji Władimir Putin. To wyznanie skłoniło niektórych komentatorów do publicznych spekulacji, czy po spotkaniu Gabinet Owalny został sprawdzony i czy Rosjanie nie zainstalowali w nim podsłuchu.
(e)