Walczył w Mariupolu, przeżył oblężenie Azowstalu i trafił do obozu przejściowego w Ołeniwce, który został wysadzony przez Rosjan. Swoją wstrząsającą historię opowiedział major Dmytro Andriuszczenko, zastępca dowódcy II Batalionu Pułku Azow. Zanim doszło do pierwszych rosyjskich ataków na Ukrainę w 2014 roku Andriuszczenko był prawnikiem.

REKLAMA

Przed rosyjskimi atakami w 2014 roku Dmytro Andriuszczenko był prawnikiem. W 2014 roku dołączył do pułku Azow w Mariupolu. "Przed 24 lutego (2022 roku - red.) mój batalion wykonywał zadania w obwodach donieckim i ługańskim. Dla mnie wojna trwa od 9 lat" - opowiada.

Obrona Mariupola

Andriuszczenko niechętnie mówi o walkach, w których brał udział podczas oblężenia Mariupola.

Brygada, którą dowodził, była odpowiedzialna za obronę wybrzeża. Naszym zadaniem było niedopuszczenie do desantu wroga od strony morza. Robiliśmy, co się dało, ale z każdej strony nacierały oddziały kadyrowców, wagnerowców, regularnej armii rosyjskiej i Rosgwardii. Największym problemem były nieustające bombardowania i ostrzały. Kiedy Rosjanie rozpoczęli desant na naszym odcinku, Mariupol był już zrównany z ziemią - relacjonuje.

Jak wspomina, "nie było żadnej pozycji, która pozwalałaby się osłonić, więc dostaliśmy rozkaz wycofania się do Azowstalu". To był najgorszy dzień mojego życia - dodaje.

63 dni walki o Azowstal

Droga do zakładów prowadziła przez rzekę, którą brygada Andriuszczenki forsowała przez kilka godzin. Wszystkie mosty były już zniszczone, więc musieliśmy przekroczyć rzekę na własną rękę. Każdy próbował, jak umiał. Niektórzy szli, inni płynęli, a część próbowała wykorzystać prąd wody. Namierzyły nas rosyjskie drony, po chwili rozpoczął się ostrzał i bombardowania. Nie przerywali nawet na sekundę przez parę godzin - opowiada. Wielu żołnierzy z batalionu Andriuszczenki zginęło, próbując przedostać się na drugi brzeg, pozostałym udało się dotrzeć do Azowstalu.

Pierwsza propozycja strony ukraińskiej dotyczyła, jak opowiada Andriuszczenko, możliwości przetransportowania rannych żołnierzy do ukraińskich szpitali. "Rosjanie ją odrzucili. Przekaz był jasny: albo wychodzimy wszyscy, albo nikt" - dodaje.

Mieliśmy kontakt z dowództwem. W podziemiach mieliśmy 700 rannych i żadnych leków. Patrzyłem, jak niektórzy nożem wyskrobywali sobie z ran zgniłe kawałki ciała - mówi Andriuszczenko.

Ostatecznie prezydent Zełenski, by ratować życia swoich żołnierzy, wydał rozkaz o złożeniu broni. Według zawartego z Moskwą porozumienia ranni mieli zostać przewiezieni do szpitali i przekazani stronie ukraińskiej w ciągu pięciu dni. Reszta miała na trzy-cztery miesiące trafić do obozu przejściowego, a następnie zostać zwrócona Ukrainie.

Oblężenie zakładów metalurgicznych Azowstal trwało dokładnie 63 dni - do 20 maja 2022 roku.

Na powierzchni czekali na nas wolontariusze z Czerwonego Krzyża. Zapewniali, że wszystko będzie odbywało się zgodnie z Konwencją Genewską. Na początku też w to wierzyliśmy, ale już po kilku dniach w Ołeniwce stało się jasne, że to bzdura - wspomina major.

Cztery miesiące w obozie w Ołeniwce

W obozie filtracyjnym w Ołeniwce Andriuszczenko spędził cztery miesiące. W tym czasie schudł 45 kilo. Dostawaliśmy codziennie trochę kaszy i kromkę chleba. Widziałem, że część chłopaków opada z sił, więc dzieliłem się z nimi jedzeniem - wspomina.

Jak wyjaśniał ukraiński żołnierz, obóz składał się z trzech stojących obok siebie baraków i jednego oddzielonego ogrodzeniem, oddalonego o około 500 metrów kontenera.

Major przyznaje, że jeńcy w Ołeniwce byli regularnie torturowali, ale nie chce o tym mówić. Mamy taką zasadę w pułku, że nie wypowiadamy się na temat tortur - wyjaśnia. Dodaje, że "przesłuchiwani" jeńcy byli odprowadzani do tzw. karceru, gdzie próbowano ich "namawiać" do składania zeznań.

"Mówili, że trzeba było zabić nas wszystkich"

29 lipca 2022 r. obóz w Ołeniwce został ostrzelany.

Rano strażnicy odczytali listę nazwisk. Kazali nam się spakować i zabrać wszystkie swoje rzeczy. Byliśmy pewni, że wymienią nas na rosyjskich jeńców. Bardzo się cieszyłem, bo myślałem, że jadę do domu - opowiada major. Po kilku godzinach, jak wspomina Andriuszczenko, jeden ze strażników zabrał go do karceru. Byłem zrozpaczony. Zamiast na wymianę zabrano mnie na przesłuchanie i skreślono mnie z listy - mówi.

Paradoksalnie to właśnie pobyt w karcerze ocalił życie majora. Pozostałych z listy zabrano do kontenera oddzielonego od reszty obozu. Strażnicy zamknęli ich w środku i zaczęli kopać okopy wokół baraku. Już wtedy wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. W nocy usłyszeliśmy wybuchy, Rosjanie uruchomili swoje odrzutowce. Po chwili eksplozja, która zerwała dach oddalonego od nas baraku. Widziałem, jak żołnierze próbowali się stamtąd wydostać, a ja nie mogłem im pomóc - opowiada.

Kilka dni później Andriuszczenko był ponownie "przesłuchiwany". Słyszał wówczas rozmowę dwóch rosyjskich strażników. Zaplanowali tę zbrodnię z premedytacją. Mówili, że trzeba było zabić nas wszystkich i że żałują, że tego nie zrobili, kiedy mieli akurat okazję - relacjonuje.

Wymiana jeńców i powrót do ojczyzny

Major Dmytro Andriuszczenko został wymieniony 21 września 2022 roku.

Rosjanie załadowali jeńców do samolotu. Lecieliśmy dwie doby. Przez cały czas mieliśmy oczy zaklejone taśmą klejącą, a ręce skrępowano nam od tyłu. Co jakiś czas Rosjanie profilaktycznie razili nas prądem, ale nie zwracałem na to uwagi. Wiedziałem, że jestem w drodze do domu. Wylądowaliśmy i wprowadzono nas do busa. Zdziwiłem się, bo nagle zrobiło się bardzo cicho. Udało mi się zsunąć kawałek taśmy i zorientowałem się, że siedzę w autobusie. Po czterech miesiącach autobusowe siedzenie było jak tron - wspomina.

Andriuszczenkę i pozostałych jeńców wymieniono w obwodzie czernichowskim na północy Ukrainy.

Major współpracuje ze sztabem ds. koordynacji wymiany jeńców wojennych. Podkreśla, że jego historia i czas spędzony w rosyjskiej niewoli, to nic w porównaniu z tym, przez co obecnie przechodzą ukraińscy jeńcy. Co chciałby przekazać żołnierzom, którzy nadal przebywają w rosyjskich więzieniach?

Cały czas walczymy o ich powrót i wszyscy na nich czekamy. W tej wojnie naszym celem nie jest śmierć. Musimy żyć, by walczyć dalej i móc wychowywać dzieci w wolnej Ukrainie - mówi major Andriuszczenko.