Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zaapelował do premiera Bułgarii, która z początkiem roku objęła przewodnictwo w Unii Europejskiej, by działał "konstruktywnie" i był "gotowy do kompromisu" z Polską w kwestii praworządności. Podkreślał również, że uruchomienie wobec naszego kraju artykułu 7.1 Traktatu UE nie oznacza jeszcze sankcji. KE wyraźnie więc sygnalizuje wolę kompromisu, zauważalna jest zmiana tonu i przesunięcie akcentów, ale - jak zwraca uwagę korespondentka RMF FM w Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginon - nie oznacza to zmiany podejścia w kwestii przestrzegania wartości.
Trzeba na wypowiedź Junckera spojrzeć całościowo - usłyszała nasza dziennikarka od jednego ze współpracowników Jean-Claude’a Junckera.
Swoją wypowiedź nt. Polski szef Komisji Europejskiej zaczął od tego, że praworządność jest tak podstawową wartością, że tylko te kraje, które ją respektują, mogą wejść do Unii. Tym bardziej - jak podkreślił - dotyczy to krajów, które członkami UE już są.
Później Juncker mówił o swoim spotkaniu z premierem Mateuszem Morawieckim i przestrzegał, by nie straszyć artykułem 7.1 Traktatu UE, bo jego uruchomienie nie oznacza jeszcze sankcji czy kary, ale dopiero ostrzeżenie.
Mam nadzieję, że w Polsce przestanie się mówić, że naszym głównym celem jest nałożenie na nią kary - stwierdził Jean-Claude Juncker, robiąc prawdopodobnie aluzję do wypowiedzi polityków polskiej opozycji, którzy straszą sankcjami.
Dopiero później szef KE zaapelował do siedzącego obok Bojko Borisowa, premiera przewodniczącej obecnie Unii Bułgarii, by był gotowy do kompromisu z Polską. Zaraz jednak zastrzegł, że obowiązkiem unijnego przewodnictwa jest "podejmowanie stanowczych decyzji i zapewnienie, by były one wcielane w życie".
Innymi słowy Juncker przypomniał premierowi Bułgarii, by ten starał się o kompromis, ale nie za cenę zasad praworządności - co oznacza, że nie można Polsce za bardzo pobłażać.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Mateusz Morawiecki nie przekonał Komisji Europejskiej do reformy sądownictwa w Polsce >>>>
(e)