W 52 miastach w Polsce nie ma ani jednego chętnego, by zasiadać w komisji wyborczej 10 maja. W większości miast udało się skompletować zaledwie 10-20 procent składu komisji, a pół tysiąca osób wycofało się w ostatnich dniach. To dane zebrane przez samorządowców w 176 miastach! To ma być dowód, ze przeprowadzenie wyborów 10 maja jest nierealne.
Najwięcej osób brakuje choćby w Lublinie, gdzie do 200 komisji minimalnie potrzeba 1040 osób - zgłosiło się na razie 16. W Toruniu - gdzie potrzeba 525 osób - na razie pracować przy wyborach chce 36 osób. W Poznaniu na 1200 osób niezbędnych do stworzenia komisji - jest 370. W Warszawie obsadzone jest tylko co czwarte miejsce - tysiąc osób zamiast 4 tysięcy.
To jednak duże miasta. W tych mniejszych chętnych nie ma w ogóle. Biała Podlaska, Ciechanów, Inowrocław, Lubawa, Nowa Sól - i można by długo wymieniać - nie ma żadnego chętnego. Tak jest w 52 miastach.
Tam, gdzie byli chętni, ludzie wycofali się. Do takiej sytuacji doszło m.in. w Gliwicach, gdzie z 300 chętnych zrezygnowała połowa.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Sondaż dla RMF FM i "DGP": Czy Polakom podoba się pomysł korespondencyjnego głosowania w wyborach prezydenckich?