23-letni Carlo Janka triumfował wczoraj w slalomie gigancie igrzysk olimpijskich. Szwajcar wyprzedził Norwegów Kjetila Jansruda i Aksela-Lunda Svindala. Austriacy w rywalizacji alpejczyków są wciąż bez medalu.
Janka jest pierwszym szwajcarskim narciarzem, który stanął na najwyższym stopniu olimpijskiego podium w gigancie od 26 lat. W 1984 roku w Sarajewie udało się to jego rodakowi Maksowi Julenowi. Później konkurencję tę zdominowali Austriacy.
Chociaż Szwajcar debiutował w igrzyskach, jego zwycięstwo nie jest zaskoczeniem. Przed rokiem w Val d'Isere zdobył złoty medal mistrzostw świata w slalomie gigancie, w którym odniósł dwa ze swoich sześciu dotychczasowych zwycięstw w Pucharze Świata. Z pierwszego sukcesu w karierze cieszył się w grudniu 2008 roku - właśnie w tej konkurencji i to w Val d'Isere. Ponownie był w niej najlepszy w listopadzie ubiegłego roku w Beaver Creek. Zresztą weekend w tej amerykańskiej miejscowości był dla niego szczególnie udany - wygrał w ciągu trzech dni zmagań także zjazd i superkombinację. Pozostałe zwycięstwa odniósł w Wengen: w superkombinacji (2009) i zjeździe (2010). Obecnie jest wiceliderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, w której ustępuje tylko Austriakowi Benjaminowi Raichowi.
Zanim prowadzący po pierwszym przejeździe Janka ruszył na trasę pewne było, że dwa miejsca na podium przypadną reprezentantom Norwegii - Kjetilowi Jansrudowi i Akselowi-Lundowi Svindalowi. Jedyną niewiadomą był ich kolor. W tym momencie na najniższym stopniu podium znajdował się najlepszy z Austriaków Marcel Hirscher, ale ostatecznie musiał się on zadowolić czwartym miejscem.
W efekcie reprezentanci Austrii wciąż pozostają bez medalu olimpijskiego na trasach w Whistler. Ostatnią szansę będą mieli w slalomie, ale prawdziwą klęskę ponieśli w swoich ulubionych konkurencjach szybkościowych - zjeździe i supergigancie.
Janka uzyskał łączny czas dwóch przejazdów 2.37,83 i wyprzedził o 0,39 s Jansruda oraz o 0,61 s Svindala. Miejsca od czwartego do szóstego zajęli Austriacy, kolejno: Hirscher ze stratą 0,69 s, drugi po pierwszej serii Romed Baumann - 0,97 s oraz Raich - 1,00 s. Siódmy w stawce, z czasem gorszym od zwycięzcy o 1,05 s, był Chorwat Ivica Kostelic, wicemistrz olimpijski w superkombinacji. Natomiast pierwszego przejazdu nie ukończył Amerykanin Bode Miller, który zahaczył o jedną z bramek i nie dojechał do mety.
Miller, zwyciężając w weekend w superkombinacji przeszedł do historii jako czwarty alpejczyk, który na jednej olimpiadzie zdobył trzy medale - wcześniej był drugi w supergigancie i trzeci w zjeździe. Wczoraj w jego ślady poszedł Svindal, który w Vancouver wywalczył złoto w supergigancie, srebro w zjeździe i brąz w gigancie.
Przed nimi dokonał tego w 1994 roku w Lillehammer Norweg Kjetil-Andre Aamodt - zdobył dwa srebrne i brązowy medal, a wcześniej po trzy złote mieli Francuz Jean-Claude Killy w 1968 roku w Grenoble i Austriak Toni Sailer w Cortina d'Ampezzo w 1956 roku.