Choć przeważająca większość sondaży i analiz wskazuje, że Donald Trump ma minimalne szanse na zwycięstwo w zbliżających się wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, kandydat republikanów nie przestaje twierdzić, że pokona Hillary Clinton… "Wygrywamy ten wyścig. Naprawdę wierzę, że wygramy" - ogłosił w poniedziałek na transmitowanym przez telewizję Fox News spotkaniu z farmerami w Palm Beach na Florydzie. Ostatnio Trump w każdym wystąpieniu utrzymuje, że sondaże nie oddają prawdziwego obrazu poparcia dla jego kandydatury.
W Palm Beach miliarder oskarżał rząd federalny, że nie stwarza farmerom i całemu drobnemu biznesowi korzystnych warunków do prowadzenia działalności gospodarczej. Podobnie jak w poprzednich przemówieniach obiecywał obniżenie podatków i zniesienie nadmiernych rządowych regulacji krępujących biznes.
Floryda to jeden z najważniejszych stanów "wahających się", które z powodu równego mniej więcej rozłożenia poparcia dla kandydatów Partii Republikańskiej i Partii Demokratycznej decydują o wynikach wyborów. W poniedziałek - na ponad 2 tygodnie przed oficjalnym dniem wyborów, czyli 8 listopada - rozpoczęło się tam wczesne głosowanie. Sondaże na Florydzie dają Hillary Clinton minimalną przewagę.
Trump i jego rzecznicy wskazują jednak na najnowszy sondaż Investor's Business Daily i TechnoMetrica Market Intelligence (IBD/TIPP), według którego - gdyby wybory odbyły się dzisiaj - kandydat GOP zdobyłby 43 procent głosów, a Clinton 41 procent. Pozostałe głosy przypadłyby kandydatowi Libertarianów Gary'emu Johnsonowi (7 procent) i Jill Stein z Partii Zielonych (3 procent).
Warto jednak zauważyć, że 2-procentowa przewaga Trumpa nad Clinton mieści się w granicach błędu statystycznego, który w badaniu IBD/TIPP wynosi 3,6 procenta. Co więcej, sondaż ten przeprowadzono na bardzo małej próbie - zaledwie 783 tzw. prawdopodobnych wyborców - co może budzić wątpliwości co do jej reprezentatywności. Większość badań opinii oparta jest na próbach rzędu 1000-2000 osób.
Przewagę Donalda Trumpa nad Hillary Clinton - również na poziomie 2 procent - pokazuje jeszcze tylko sondaż Rasmussen Report, który zresztą stale wykazuje rezultaty znacznie korzystniejsze dla kandydata republikanów niż pozostałe badania opinii publicznej.
Obecnie jednak przeważająca większość sondaży nie daje miliarderowi większych szans na zwycięstwo 8 listopada. Indeks Real Clear Politics, który oblicza średnią z kilku najważniejszych sondaży, pokazuje, że Hillary Clinton wyprzedza republikańskiego rywala różnicą poparcia na poziomie 5,9 procent. A według niektórych sondaży - np. opublikowanego w poniedziałek przez telewizję ABC News i "Washington Post" - przewaga kandydatki demokratów jest już dwucyfrowa.
Większość mediów w USA pisze więc o zbliżających się wyborach, jakby były już rozstrzygnięte - oczywiście na korzyść Clinton, ale niektórzy komentatorzy zwracają uwagę na możliwość niespodzianki.
W tym kontekście przypomina się m.in. tzw. efekt Bradleya, czyli możliwość niedoszacowania poparcia dla Trumpa. W 1982 roku ówczesny czarnoskóry burmistrz Los Angeles Tom Bradley kandydował na gubernatora Kalifornii. Sondaże wskazywały, że jest faworytem, ale wybory zdecydowanie przegrał. Z analiz powyborczych wynikało, że przed głosowaniem część respondentów deklarowała poparcie dla Bradleya, bo wstydziła się przyznać, że raczej na niego nie zagłosuje - a to w obawie przed posądzeniem o rasizm.
(edbie)