Przedstawicielka Stanów Zjednoczonych przy ONZ Nikki Haley zagroziła kolejnymi działaniami militarnymi w Syrii. Piątkowej nocy amerykańskie niszczyciele na Morzu Śródziemnym ostrzelały bazę lotniczą syryjskich sił rządowych Al-Szajrat, z której - jak twierdzi Waszyngton - dokonano we wtorek ataku bronią chemiczną na miasto Chan Szajchun w prowincji Idlib. Użyty w tym ataku gaz zabił 86 ludzi, w tym 30 dzieci.
Piątkowa operacja USA w Syrii miała być odpowiedzią właśnie na atak w Idlib, za który amerykańska administracja obwinia reżim Baszara el-Asada.
Działania USA ambasador tego kraju przy ONZ określiła jako "całkowicie uzasadnione".
Stany Zjednoczone podjęły poprzedniej nocy bardzo umiarkowaną decyzję - oświadczyła Nikki Haley na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ w Nowym Jorku.
Jesteśmy przygotowani, by zrobić więcej, ale mamy nadzieję, że nie będzie to konieczne - podkreśliła.
Haley zaznaczyła również, że "Stany Zjednoczone nie będą stały bezczynnie, kiedy wykorzystywana jest broń chemiczna". Zapobieganie rozprzestrzenianiu i użyciu broni chemicznej jest w żywotnym interesie naszego bezpieczeństwa narodowego - powiedziała.
Przypomnijmy w tym miejscu, że rosyjski premier Dmitrij Miedwiediew, komentując piątkową operację USA w Syrii, stwierdził, że amerykańskie działania prowadzone są "w ostrej sprzeczności z normami prawa międzynarodowego, bez zgody ONZ" i "na krawędzi starć zbrojnych z Rosją".
Napisał również o "absolutnym braku zaufania" i "całkowicie teraz zrujnowanych relacjach".
Był to zarządzony przez prezydenta Donalda Trumpa odwet za dokonany z tej bazy trzy dni wcześniej atak bronią chemiczną na miasto Chan Szajchun w prowincji Idlib. Użyty gaz zabił tam 86 ludzi, w tym 30 dzieci.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
(e)