Niemka Tatjana Maria po pokonaniu Agnieszki Radwańskiej 6:3, 6:3 w 1. rundzie US Open tryskała radością i humorem. "To nie był łatwy mecz. Przepraszam, że wyrzuciłam Agnieszkę za burtę. Mój tata urodził się w Zabrzu, więc teraz kibicujcie mi" - zaapelowała do Polaków.
W pierwszej rundzie US Open los skojarzył urodzoną w Krakowie Radwańską z Marią, której panieńskie nazwisko brzmi Malek.
Mój tata urodził się w Zabrzu. Często odwiedzałam to miasto i okolice jako dziecko, bo grywałam tam turnieje. Niestety, nie potrafię mówić po polsku. Najlepiej tym językiem posługuje się moja babcia - przyznała Maria.
Mecz z Radwańską zaczął się dla Niemki polskiego pochodzenia niekorzystnie. Przegrała pierwsze dwa gemy, ale potem szybko przejęła inicjatywę i wygrała pierwszego seta. Drugą partię, która była bardziej wyrównana, też rozstrzygnęła na swoją korzyść.
Jak na pierwszą rundę Wielkiego Szlema to była bardzo wymagająca przeciwniczka. Miałam w pamięci moją druzgocącą porażkę w poprzednim meczu z Agnieszką. Dlatego cieszę się, że udało mi się tutaj wziąć rewanż - zaznaczyła 31-letnia tenisistka, która przegrała gładko wszystkie trzy wcześniejsze pojedynki z podopieczną Tomasza Wiktorowskiego.
Po meczu podkreślała, że warunki atmosferyczne były trudne i cieszyła się, że wszystko skończyło się w dwóch odsłonach. Przepraszała także za... wyeliminowanie krakowianki.
To świetna zawodniczka. Mamy podobny, nieco nieobliczalny styl gry. Nie ma już jej w turnieju, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby Polacy teraz kibicowali mi - zaproponowała Niemka.
W drugiej rundzie zmierzy się z rozstawioną z "siódemką" Ukrainką Jeliną Switoliną.
Maria nie ma na koncie żadnych sukcesów w Wielkim Szlemie. Tylko raz - w Wimbledonie 2015 - dotarła do trzeciej rundy. W US Open w przeszłości dwa razy - w tym w poprzednim sezonie - awansowała do drugiego etapu rywalizacji.
(j.)