Prawie dwa miliony zdjęć zrobiły tylko od początku tego roku fotoradary Inspekcji Transportu Drogowego. Nie oznacza to jednak, że tyle razy kierowcy przekraczający prędkość zostali ukarani. ITD wystawiła w tym czasie zaledwie 328 tysięcy mandatów. Większość zdjęć trafiła do kosza. Tylko co szóste zakończyło się ukaraniem osoby prowadzącej samochód.
Jak się okazuje, tylko co trzecie zdjęcie zrobione przez fotoradar Inspekcji Transportu Drogowego nadaje się do dalszej obróbki. Większość jest fatalnej jakości: nie można rozpoznać tablic rejestracyjnych, często na zdjęciach są dwa auta, albo samochód z zagranicznymi tablicami rejestracyjnymi.
Z prawie dwóch milionów zrobionych zdjęć udało się w tym roku wysłać 670 tysięcy wezwań do kierowców. Ustalanie, kto prowadził pojazd, to już inna sprawa. Tylko sześciu na dziesięciu kierowców przyznaje się do prowadzenia auta. Reszta kluczy i unika mandatu. W fotoradary zaczynają wątpić nawet ich zwolennicy.
Kilka lat doświadczeń wskazuje, że skuteczność tego systemu jest rażąco niska. Na poziomie około 35 procent - przyznaje w rozmowie z RMF FM Stanisław Żmijan, szef sejmowej komisji infrastruktury i poseł PO, która stoczyła medialną wojnę o system fotoradarów.
Zdaniem ministra Zbigniewa Rynasiewicza, lekiem na niewydolność systemu fotoradarowego jest wprowadzenie zasady: mandat dostaje zawsze właściciel auta. To przejście na karę administracyjną, karanie właściciela pojazdu. Tak jak zrobiliśmy to jakiś czas temu, jeżeli chodzi o cały system Via-toll. Podobnie powinno być z fotoradarami. Właściciel pojazdu ponosi odpowiedzialność - dodaje.
Drugim elementem tych zmian ma być odebranie uprawnień do używania fotoradarów i przeniesienie wszystkich urządzeń do ITD. Taki projekt od wielu miesięcy leży w sejmowych szufladach Platformy Obywatelskiej. Jeśli niebawem nie zostanie złożony, ma go przejąć resort infrastruktury.