Turyści przebywający w Egipcie nie są ubezpieczeni od wypadków, które mają związek z demonstracjami. Jeśli ktoś - nawet przypadkiem - w kurorcie, ucierpi w czasie zamieszek, będzie się musiał leczyć na własny koszt.
Jeśli ktoś skręci nogę w basenie, czy nadepnie na jeżowca albo kogoś rozboli brzuch, to musi dostać pomoc w ramach ubezpieczenia. Tu ubezpieczyciel nie może zrzucić z siebie odpowiedzialności. Gorzej, jeśli coś zdarzy się w związku z demonstracją - na przykład ktoś będzie przechodził przez ulicę i dostanie kamieniem w głowę albo będzie uciekał przed rabusiami i złamie nogę.
Ubezpieczeniem nie są objęci też ci, którzy pojadą do wielkich miast oglądać demonstracje. Szkody spowodowane na skutek zamieszek, niepokojów, są poza ochroną ubezpieczeniową i nie łudźmy się, że ubezpieczyciel wtedy pokryje koszty naszego leczenia czy koszty przewiezienia nas potem do kraju - podkreśla Aleksander Daszewski z biura rzecznika ubezpieczonych.
To może być koszt nawet kilkuset tysięcy złotych. I jeszcze jedno: egipscy lekarze mają teraz mnóstwo roboty. Na miejscu może być problem z pomocą medyczną.