Przed burzą na Podhalu Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie wysłało swego alertu do osób przebywających w regionie, który ostrzegałby o zagrożeniu. Ponad sto osób rannych i cztery ofiary śmiertelne po polskiej stronie i jedna po słowackiej stronie granicy - to bilans gwałtownej burzy, jaka przeszła wczoraj nad Tatrami. Większość poszkodowanych doznała obrażeń w rejonie Giewontu.

REKLAMA

Alert RCB to SMS-owy system powiadomień. Jest wykorzystywany w sytuacjach nadzwyczajnych, wtedy gdy występuje duże prawdopodobieństwo bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia na znaczącym obszarze.

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa tłumaczy, że nie wysłało alertu, bo Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie wydał na ten dzień ostrzeżeń i nie było rekomendacji do stworzenia SMS-owej informacji dla Podhala. Urzędnicy Centrum podkreślają, że w procedurze ostrzeżeń współpracują właśnie z IMGW.

Z kolei Instytut tłumaczy, że wydał rano komunikat pogodowy dla Podhala i przewidywał w nim burze, jednak - jak napisano w przekazanej nam informacji - te burze nie spełniały obowiązujących w naszym kraju kryteriów przewidzianych dla formułowania ostrzeżeń. Te wydawane są w przypadku prognozowania towarzyszącym burzom silnych porywów wiatru - powyżej 70 km/h i ulewnego deszczu - od 20 milimetrów. Jak przekonuje IMGW - zjawiska towarzyszące wczorajszym burzom nawet nie zbliżyły się do tych kryteriów.

"Burza pojawiła się nie wiadomo skąd"

Zachmurzyło się, coś zaczęło lekko wiać, zaczęło kapać. I te chmury nie były ciężkie, stalowe, normalne chmury takie białe, trochę ciemniejsze. I nagle burza. No i były trzy, cztery odgłosy, potem było kilkanaście. Trzy, cztery uderzenia były w pobliżu Giewontu i tak sobie pomyślałem, Boże ,chyba będzie źle na Giewoncie. No i byłem złym prorokiem - mówi nam pan Krzysztof, który był świadkiem tragicznej w skutkach burzy.

Byliśmy w bezpośredniej bliskości tego zdarzenia. Wybraliśmy akurat wejście na Kopę Kondracką. Ok. godz. 13 burza pojawiła się nie wiadomo skąd, nagle - dodaje pan Krzysztof.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Przewodnik tatrzański: Podobna tragedia była w 1937 roku

Przewodnik: Latały głazy, takie jak pięść

Po uderzeniu pioruna latały głazy, takie jak pięść i większe, w promieniu 100 metrów to się rozprysło - mówi w rozmowie z RMF FM przewodnik tatrzański, który był naocznym świadkiem dramatycznych wydarzeń w okolicach Giewontu.

Byliśmy na Herbacianej Przełęczy. Dużo ludzi było na szlaku wiodącym w górę. Byli ludzie w kopule szczytowej, przy samym krzyżu, byli też na szlaku zejściowym - relacjonuje. Z daleka było słychać grzmoty i ludzie jeszcze szli do góry. Proponowałem - najpierw bardzo grzecznie - żeby stamtąd zeszli jak najszybciej, dopóki się nic nie dzieje. Nie bardzo chcieli słuchać, więc potem użyłem trochę mocniejszych argumentów - dodaje. Dwie minuty później usłyszał pierwsze uderzenie pioruna.

Samego uderzenia nie widziałem, jak się odwróciłem to już kamienie fruwały wokół nas, wszędzie - dodaje.

/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP
/ Grzegorz Momot / PAP

Tragiczne daty w historii Tatr

Do równie tragicznych wydarzeń doszło w Tatrach przed drugą wojną światową. 15 sierpnia 1937 roku od uderzenia pioruna w szczyt Giewontu zginęły 4 osoby, a 13 zostało rannych. Dwa lata później - także 15 sierpnia - burza rozpętała się nad Świnicą. Nagle piorun uderzył w szczyt. Huk poruszył kamienną lawinę. Wśród turystów wybuchła panika. Zginęło 6 osób; dwie na miejscu, dwie w szpitalu, ciała dwóch kolejnych ofiar znaleziono w żlebach. Rannych zostało 15 osób. WIĘCEJ NA TEN TEMAT>>>

Gdzie w tej chwili są burze

Na mapach pogodowych widać przechodzące nad Podhalem burze:

Metalowy krzyż na szczycie Giewontu często przyciąga wyładowania atmosferyczne. Przebywanie na szczycie podczas burzy jest niebezpieczne, podobnie jak wędrowanie szlakami, które są uzbrojone w łańcuchy pomocnicze.