Toruń ma opinię miasta studentów nie bez powodu - na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika sale wykładowe wypełnia ponad 30 tysięcy młodych ludzi. Nic dziwnego, że w roku akademickim niespełna dwustutysięczny Toruń ma wręcz młodzieżowy charakter. A młodzieńcza energia musi znaleźć ujście...
Każdy, kto choć raz spędzał noc na toruńskiej starówce, wie, że to historyczne, gotyckie centrum miasta do późnych godzin nocnych jest pełne ludzi. Czy to jest miasto do życia - nie wiem, ale do zabawy na pewno - mówi naszemu reporterowi Tomaszowi Fenske Bartek, student II roku historii.
Toruńska starówka to ewenement w gronie miast studenckich. Podczas gdy w Warszawie z większości pubów trzeba się ewakuować już o północy, w Toruniu bez problemu można toczyć długie, piwne rozmowy do rana. Gdzie? Wystarczy spotkać się "pod Kopcem", czyli pod pomnikiem Mikołaja Kopernika, a później rozejrzeć się wokół rynku.
Miłośnicy bardziej awangardowych klimatów mogą natomiast przejść się wzdłuż starówki, w stronę Rynku Nowomiejskiego. Tam, przy ulicy Browarnej, znajduje się klub eNeRDe. Kiedy władze miasta wypowiedziały umowę najmu twórcom tego specyficznego miejsca, by przeznaczyć lokal pod inną działalność, stali bywalcy stanęli w jego obronie. Ostatecznie urzędnicy ugięli się pod ich presją i klub działa nadal, skupiając miłośników funku, elektroniki i radosnego freestyle'u.
Miejscem, które zapisało się na kulturalnej i rozrywkowej mapie nie tylko Torunia, ale i Polski, jest położona na terenie kampusu OdNowa. To tam zaczynał Grzegorz Ciechowski z zespołem Republika (przed klubem stoi pamiątkowy obelisk), to tam pierwsze koncerty dawała grupa Sofa, tam wreszcie odbywają się festiwale bluesa i reggae czy festiwal teatralny Klamra. Co ciekawe, nagłośnieniu OdNowy daleko do doskonałości. Na głośnych koncertach to jeden wielki łomot. Ale miejsce ma klimat - przyznaje Maciek, który do OdNowy zagląda, gdy grają gwiazdy hard rocka czy heavy metalu.
OdNowa to jeden z nielicznych już w kraju, ściśle studenckich klubów. Formalnie należy do uniwersytetu, ale dużą autonomię w zarządzaniu nim ma jego szef, Maurycy Męczekalski. Jak udaje mu się utrzymywać specyficzny, studencki charakter miejsca? O stary, jestem tu kierownikiem od prawie dwudziestu lat - mówi z uśmiechem. Zacząłem zaraz po studiach, co się rzadko zdarza. Nigdy nie byłem etatowym pracownikiem - żartuje.
Pytani o inne, ulubione kluby studenci drapią się po głowach. Wszystko bowiem zależy od tego, które roczniki pytamy. Ptaszarni już niestety nie ma, Jazzgod też zniknął - wylicza z nostalgią doktorant biologii. Ale jest Český sen - mówi młody mężczyzna, wylegujący się przy basenie w miasteczku akademickim. Rzeczywiście, klub noszący nazwę nieistniejącego supermarketu z prowokacyjnego filmu Víta Klusáka i Filipa Remunda przypomina klimatem te nieistniejące już miejsca. Muzyka, która króluje na parkiecie - zadziwiający misz masz rocka, popu z lat osiemdziesiątych, rock'n'rolla i elektroniki, zdaje się być żywcem wyjęta z domowych imprez. Z kolei tanie piwo i darmowy przez kilka dni w tygodniu stół do "piłkarzyków" gromadzą prawdziwe tłumy. Czy uwielbiany przez sporą część studentów Český sen przetrwa dłużej niż kilka lat? Czas pokaże. Jedno jest pewne - jeśli nie, lukę po nim szybko wypełni inny lokal. Toruńska starówka nie znosi bowiem próżni.
Życie studenckie to jednak nie tylko dzika zabawa, ale także spacery (nierzadko na ukojenie skołatanej po nocy głowy...), sport na wolnym powietrzu czy prozaiczne obiady. Zaraz, zaraz... obiady nie muszą być prozaiczne. Wystarczy odwiedzić Misia - knajpkę, która zatrzymała się w latach 80., gdzie talerze są przykręcone do stołu śrubami, łyżki przykute łańcuchami, a na ścianach wiszą zdjęcia pierwszego sekretarza. W Misiu jest smacznie, niedrogo i klimatycznie. Podobnie jak w Manekinie przy ulicy Wysokiej - naleśnikarni, z której Toruń słynie i której wspomnienie studenci i turyści wywożą w dalszą drogę. I choć Manekiny z biegiem czasu odniosły sukces i - od niedawna - pojawiają się również w innych miastach, kto nie był na Wysokiej, tam, "gdzie to się wszystko zaczęło", nie był w Toruniu.
W sezonie letnim grzechem zaś jest nie pójść na Bulwar Filadelfijski nad Wisłą czy nad Martówkę - drobną rzeczkę przecinającą park na Bydgoskim Przedmieściu (którego niezwykły, secesyjny urok to osobna sprawa). Kilkaset metrów od starówki, oaza spokoju - zachęca Halszka, zapalona rowerzystka, w Toruniu przebywająca na krótkiej przerwie w Erasmusie. Jeśli dodać do tego murowane grille, boisko do siatkówki plażowej i duży park, dostajemy miejsce, które po latach studenckiego życia zostaje w pamięci na lata.