"To raczej jest celowe zanieczyszczenie, albo punktowy zrzut, który nie spełnia norm" – tak odkrycie w Odrze ton śniętych ryb w rozmowie z RMF FM komentuje ekohydrolog Sebastian Szklarek. Naukowiec wskazuje, że katastrofę ekologiczną na rzece może pogarszać susza. "Ryby są najbardziej widocznym wierzchołkiem góry lodowej. Mogło wyginąć dużo innych gatunków" - podkreśla ekspert.
Na terenie dwóch województw - dolnośląskiego i lubuskiego odkryto w ostatnich dniach tony śniętych ryb. Docierają także informacje o podobnych przypadkach w województwie zachodniopomorskim. W rzece stwierdzono wysoki poziom tlenu, który odbiega od typowych stężeń występujących latem. Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska podejrzewa, że do wody przedostała się substancja o właściwościach silnie utleniających.
WIOŚ we Wrocławiu poinformował, że w żadnej z próbek pobranych z Odry w województwie dolnośląskim po 1 sierpnia nie stwierdzono obecności mezytylenu - substancji o działaniu toksycznym na organizmy wodne. W komunikacie czytamy jednak, że związek ten wykryto pod koniec lipca. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Wody Polskie Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej we Wrocławiu wystosowały do mieszkańców nadodrzańskich miejscowości oraz turystów apel o niewchodzenie i niekąpanie się w rzece. Polski Związek Wędkarski odraza również wędkowania na Odrze oraz jedzenia ryb złowionych w tej rzece.
Jeżeli to było chwilowe zanieczyszczenie to stan chemiczny wody w tej rzece powinien w ciągu kilkunastu dni wrócić do tej sytuacji wcześniejszej przed zanieczyszczeniem. Jeżeli chodzi o populację ryb to może trochę potrwać. Po takim zanieczyszczeniu, gdzie padają nie tylko małe ryby, ale i duże osobniki, aby się to odtworzyło, potrzeba co najmniej tyle lat, ile żyły te ryby. To nie są organizmy, które w ciągu roku mają kilka pokoleń i ta populacja jest się w stanie odnowić. To jest jedno pokolenie w roku. Co najmniej parę lat musi minąć, żeby ilość tych ryb, które umarły, mogła się odtworzyć - uważa ekohydrolog Sebastian Szklarek.
Wszystko jest kwestią ustalenia, czy było to (zanieczyszczenie - przyp. red.) celowe. Jeśli tak, to w ogóle nie powinno mieć miejsca. Może też być taka sytuacja, że mamy kumulację zanieczyszczeń, które na wylotach ze wszystkich oczyszczalni wzdłuż rzeki spełniają normy, ale przy tak niskich stanach wody to jest dla ekosystemu zabójcza mieszanka. To raczej byłoby zjawisko lokalne, gdzie ilość zanieczyszczeń w objętości wody byłaby za duża, ale z każdym kilometrem rzeki to się powinno rozcieńczać. Nie powinno występować to także na aż tak dużą skalę, jak obserwujemy teraz na Odrze.Sebastian Szklarek, ekohydrolog
W ocenie naukowca wysoce prawdopodobne, że Odra została zanieczyszczona celowo. Mógł też nastąpić punktowy zrzut, który nie spełnia norm - uzupełnia ekohydrolog.
Wszystko zależy od charakteru zanieczyszczenia, które spowodowało tę sytuację. Jedna substancja może powodować np., że z osadu są uwalniane inne zanieczyszczenia - zaznacza.
Naukowiec uważa, że zanieczyszczenie Odry to duża strata dla środowiska.
Ryby są najbardziej widocznym wierzchołkiem góry lodowej. To duże organizmy, które my w wodzie widzimy. Prawdopodobnie przy okazji mogło wyginąć dużo innych gatunków, których my nie widzimy, w tym gatunków biorących udział w samooczyszczaniu się wody. Nawet jeżeli te gatunki przetrwały, na pewno proces samooczyszczania jest znacznie gorszy- wyjaśnia Sebastian Szklarek.
Ekohydrolog uważa, że zanieczyszczenie nadal występuje w rzece.
To, że ryby padły i gdzieś je kawałek dalej mogło znieść to jest efekt tego, co było chwilę wcześniej. Natomiast nie wiadomo czy ta substancja, która to powoduje śnięcia tych ryb, nadal jest obecna (w wodzie - przyp. red.). Cały czas pojawiają się komunikaty o kolejnych martwych rybach - dodaje.
Zdaniem naukowca sytuację na rzece może pogarszać obecna susza.
Susza już dość mocno w tym roku potraktowała wszystkie rzeki. Jeżeli wysychają duże rzeki, to jest problem i efekt wysychania wszystkich małych rzek - mówi Szklarek.
Mamy monitoring poziomu wody i jakości wody, natomiast brak jest opracowań, które by zderzały wyniki chemii z ilością wody, która płynie w rzekach i w sumie nie wiadomo, jak jeden aspekt może wpływać na drugi - podkreśla.
Naukowiec powątpiewa, czy ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności w sprawie tej katastrofy ekologicznej.
To nie jest taka prosta sprawa, jak przy głośnym w ostatnich latach temacie np. palenia się wysypisk odpadów. Tutaj łatwo znaleźć właściciela, można wykazać jakieś zaniedbania. W momencie, kiedy niezidentyfikowano jeszcze, w który miejscu i kto odpowiada za to zanieczyszczenie to już jest trudniejsza sprawa. Biorąc pod uwagę jakieś wcześniejsze sprawy dotyczące zanieczyszczania wód np. głośna parę lat temu sprawa Baryczy do tej pory nie ma wyjaśnienia - komentuje naukowiec.
W ocenie Sebastiana Szklarka w uniknięciu podobnych sytuacji pomogłoby zwiększenie kar za przestępstwa przeciwko środowisku, a także obowiązek przywrócenia środowiska naturalnego do stanu sprzed zanieczyszczenia.