Na Podhalu część właścicieli firm postanowiła - mimo groźby kar finansowych - otworzyć swoje biznesy. Także w innych miejscach przedsiębiorcy deklarują, że mimo wprowadzonych przez rząd ograniczeń, otworzą swoje lokale i w najbliższych dniach wznowią działalność. W internecie powstała nawet mapa tych miejsc – pod hasłem OtwieraMY.
Pierwszą otwartą dziś kawiarnię przy Krupówkach w Zakopanem odwiedził dziennikarz RMF FM Maciej Pałahicki. Jak się przekonał, co drugi stolik jest wolny, są środki do odkażenia, jest dystans.
To nie jest partyzantka, to są otwarte działania. Nie ukrywamy się z tym. Odpowiadamy na pytania sanepidu, nie przypomina to partyzantki - mówi właściciel tego lokalu. Według konstytucji i ustawy mamy prawo do tego i tego się trzymamy - dodaje.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Z kolei w Karpaczu na Dolnym Śląsku zaczął dziś działać jeden ze stoków narciarskich. Jest dostępny jedynie dla członków licencjonowanych klubów sportowych. Otworzyliśmy nie by zarabiać, a zminimalizować straty - tak mówi dziennikarzowi RMF FM Pawłowi Pyclikowi właściciel stoku Jędrzej Stanek.
#Karpacz. Okoo 100 przedsibiorcw - mimo zakazu - otwiera dzi swoje biznesy. Jestemy zmuszeni pracowa, bo ju nie mamy za co y - mwi jedna z restauratorek. Zdaniem wacicieli hoteli i restauracji nie ma podstaw prawnych do zabraniania im dziaalnoci. @RMF24pl. pic.twitter.com/FooCrz4qOH
P_Pyclik18 stycznia 2021
Koszty, które ponieśliśmy, to ok. 130 tys. zł. Z Tarczy 2.0 wynika, że możemy liczyć na dofinansowanie 24 tys. zł, co jest kroplą w morzu. Ten sezon został nam odebrany. Branża narciarska tych strat już nie odrobi. W normalnych czasach zatrudniamy ok. 25 instruktorów, teraz mamy tylko 3 pracowników, 4 trenerów. Resztę musieliśmy zwolnić, bo nie jesteśmy w stanie ich utrzymać - tłumaczy Jędrzej Stanek. Dodaje, że nie boi się kar, bo otwierając stok dla licencjonowanych klubów nie łamie rządowych zakazów.
Na Podhalu wyciągi narciarskie są nadal zamknięte, ale niektóre stacje korzystają z mroźnej pogody i sztucznie naśnieżają stoki. Jesteśmy odpowiedzialną branżą więc, nie będziemy się angażować w różne grupy protestów i otwierali wyciągów. Zagadką jest dla nas, dlaczego rząd zmienił wcześniejszą decyzję o otwarciu stoków po 17 stycznia, właściwie z dnia na dzień, zaskakując nas totalnie - powiedziała PAP rzeczniczka Stowarzyszenia Polskie Stacje Narciarskie i Turystyczne (PSNiT) Sylwia Groszek.
Stowarzyszenie w ubiegłym tygodniu skierowało apel do wicepremiera, ministra rozwoju, pracy i technologii Jarosława Gowina z prośbą o pilne spotkanie i rozmowy na temat uruchomienia wyciągów. W związku z brakiem odpowiedzi Stowarzyszenie chce spotkać się z premierem Morawieckim.
Minister Gowin nie raczy odpowiedzieć na naszą prośbę o spotkanie w sprawie uruchomienia wyciągów. Nic się nie dzieje w naszej sprawie. Ministerstwo rozwoju ma czas na spotkania z innymi przedsiębiorcami, ale nie z branżą narciarską. Nie będziemy czekać na ministra Gowina, aż skończy się sezon narciarski i swoją prośbę o spotkanie skierowaliśmy także do premiera Morawieckiego - wyjaśniła rzeczniczka PSNiT.
Stacje narciarskie korzystają z mroźnych dni i sztucznie naśnieżają stoki, choć nie wiedzą, kiedy będą mogli uruchomić wyciągi.
Sytuacja jest patowa. Branża narciarska może zarobić tylko w zimie. Jeżeli w najbliższych dniach nie uruchomimy wyciągów to czekają nas lawinowe upadłości. Mowa tu nie tylko o małych wyciągach, ale też o największych stacjach. Wszystkie urządzenia techniczne, wyciągi, armatki, będzie można wysłać na złom - żaliła się Groszek.
Zgodnie z decyzjami ogłoszonymi w grudniu ub.r. przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego od 28 grudnia, początkowo do 17 stycznia 2021 r. zostały wprowadzone dodatkowe obostrzenia, m.in. zamknięcie hoteli, ograniczenie w działaniu galerii handlowych i stoków narciarskich. Obostrzenia zostały później przedłużone do 31 stycznia.
Część przedsiębiorców zapowiedziała, że otworzy dziś swoje działalności, bez względu na ewentualne dalsze obostrzenia. Stworzyli nawet internetową mapę pod hasłem OtwieraMY.
#Gniezno i pikieta restauratorw na rynku. Domagamy si moliwoci otwarcia naszych lokali, jestemy na skraju. Jeli nic si nie zmieni nie wykluczamy takich dziaa jak na Podhalu - mwi mi wacicielka jednego z tutejszych lokali. @RMF24pl pic.twitter.com/ElL2bSGBws
MateuszChlystun18 stycznia 2021
W piątek wicepremier Jarosław Gowin powiedział, że najdotkliwszą karą dla firm łamiących przepisy będzie wyłączenie z Tarczy Branżowej i Finansowej.
Już od soboty urzędnicy ministerstwa rozwoju dzwonią do firm zapowiadających otwarcie i przekonują, że to zły pomysł. Pokazują, z jakiej formy wsparcia można skorzystać. Podkreślają, że łamanie zakazów z tej pomocy wyklucza. Ta akcja obdzwaniania firm ma być kontynuowana.
Jeżeli to nie pomoże, to do każdej otwartej wbrew zakazom firmy ma przyjść kontrola policji i sanepidu. Każdy ma dostać ostrzeżenie. Jeśli okaże się, że jest ono ignorowane, to zacznie się nakładanie mandatów
To nie koniec. Każdy taki przedsiębiorca może spodziewać się też kontroli innych aspektów działalności: czyli kontroli BHP, przeciwpożarowej, podatkowej czy prawa pracy.