Zaskakują kreatywnością i oszałamiają precyzją wykonania. Przemawiają nie tylko do wierzących – wiele z nich to prawdziwe dzieła sztuki. Neapolitańskie szopki mają swoją wielowiekową tradycję i współczesną odsłonę, która przyciąga tłumy. Zabieramy Was na multimedialny spacer po miejscu, w którym są ich tysiące.
Jest dużo krótsza od Piotrkowskiej w Łodzi czy nawet Floriańskiej w Krakowie. Jeśli chodzi o szerokość - również z nimi przegrywa. Zupełnie nie pasują do niej słowa "promenada" czy "deptak". Mimo to via San Gregorio Armeno w Neapolu ma w sobie coś, co przez cały rok przyciąga Włochów i turystów z różnych stron świata. Słowo-klucz to "szopki".
Pierwszy raz meldujemy się w królestwie neapolitańskiej szopki wczesnym wieczorem. Szybko przekonujemy się, że wprowadzony na via San Gregorio Armeno ruch jednokierunkowy rzeczywiście obowiązuje. Policjanci pilnują, by nikt się nie zapomniał i nie próbował iść pod prąd. Mimo to trzeba przyzwyczaić się do ciasnoty.
Gdy ktoś zatrzyma się, by zrobić zdjęcie lub coś kupić, czasem trudno go ominąć, nie szturchając łokciem kogoś innego. Poruszania się nie ułatwia fakt, że słynne figurki można podziwiać nie tylko w sklepach i pracowniach utalentowanych szopkarzy, ale też na rozkładanych przed nimi stoiskach.
Trzeba bardzo uważać, by nikogo i niczego nie potrącić. Gdy mamy ze sobą plecak lub parasol, ostrożność jest jeszcze bardziej wskazana.
Mimo uroczej atmosfery trudno też zapomnieć o tym, że taki tłok to spełnienie marzeń każdego kieszonkowca. Warto więc co jakiś czas upewnić się, że nasz portfel lub telefon nie zmienił gwałtownie właściciela...
Walczącym o uwagę tłumu szopkom i figurkom sławnych ludzi często towarzyszą napisy "non toccare - Do not touch". W zdecydowanej mniejszości są sprzedawcy zabraniający robienia zdjęć.
Gdy powoli posuwamy się przed siebie, z każdej strony atakuje nas dużo bodźców. Migają światełka, grają pozytywki, brzmią świąteczne melodyjki. Niektóre postaci wykonują jakieś ruchy, same szopki też miewają elementy mechaniczne (np. kręcące się śmigła wiatraka). Trudno to wszystko objąć za jednym razem, dlatego z góry wiemy, że wrócimy tu jeszcze kilkakrotnie - o różnych porach.
By niczego nie przegapić, idąc via San Gregorio Armeno zaglądamy również na podwórka. Szybko przekonujemy się, że to doskonały pomysł. Trafiamy do królestwa rodziny Capuano, która ma tu swoją pracownię od 1840 r.
Luciano Capuano spontanicznie zgadza się na kilka słów do mikrofonu - oczywiście po włosku. Najpiękniejszą rzeczą w tym miejscu jest atmosfera - podkreśla. Bez problemu wpuszcza nas też do warsztatu.
Na ścianie wisi błękitna koszulka z numerem 10 i nazwiskiem "Maradona". W kącie stoi skuter, a na jednym ze stołów dostrzegamy prawdziwe cudo.
Powiedzieć, że szopka, którą oglądamy, tętni życiem, to zdecydowanie za mało. To wielopiętrowa, finezyjna konstrukcja, wypełniona tłumem postaci ludzkich i zwierzęcych.
Pasterz z owcą na ramionach, żołnierz na moście, kobiety przy źródle. Groty, schody, balkony, suto zastawione stoły. Mnóstwo drobniutkich szczegółów, wykonanych z ogromną precyzją i budujących niesamowity klimat - od szat po porcje mięsa, kiście winogron, dachówki czy kraty okienne. Niezwykle dopracowane są nawet detale widoczne na trzecim planie...
Łączymy sacrum i profanum. Sceny z naszego codziennego życia są w szopce obok Świętej Rodziny - wyjaśnia nam cierpliwie Capuano. Zwraca uwagę m.in. na pojawiający się w jego szopkach motyw kobiety, która stoi na balkonie i na sznurku opuszcza z niego kosz do transportowania żywności.
Gościnny presepista (szopka to po włosku il presepe) dostrzega nasz entuzjazm i postanawia pokazać nam jeszcze jedno miejsce. Schodzimy z nim do piwnicy, w której można podziwiać ogromną szopkę z mnóstwem postaci i akcją toczącą się na kilku planach.
Z antycznych kolumn spoglądają na nas anioły w kolorowych, powłóczystych szatach. Bóg się rodzi, są pasterze, królowie, owce i woły - prawie jak w polskich szopkach. Ale wokół jest też mnóstwo życia, neapolitańska codzienność sprzed wieków odtworzona w niezwykle plastyczny sposób.
Kramarz sprzedający ryby i owoce morza, piesek grzecznie czekający pod stołem na resztki po uczcie, kobieta dźwigająca dzban z wodą, pękate beczki ledwo mieszczące się na wozie. Z góry płynie rzeka, żołnierz z sumiastym wąsem gra na werblu, przy straganie z warzywami stoi Poliszynel w czarnej masce - postać z Commedia dell’arte. Na San Gregorio Armeno spotkamy go jeszcze wielokrotnie i w różnych wcieleniach.
Via San Gregorio Armeno to miejsce, gdzie wielowiekowa tradycja neapolitańskiego szopkarstwa spotyka się z nowoczesnością, a sacrum z profanum. Na każdym kroku widzimy tu więc figurki znanych postaci. To właśnie one sprawiają, że depesze o szopkarzach i ich twórczości publikują największe agencje informacyjne, a z ich doniesień korzystają media z całego świata.
Neapolitańscy rzemieślnicy są trochę publicystami (figurkami komentują ważne wydarzenia, pokazują, na kogo z różnych powodów warto zwrócić uwagę), a trochę kronikarzami rzeczywistości. W czasach pandemii na via San Gregorio Armeno powstali przecież Trzej Królowie z paszportami covidowymi. Wypatrzyliśmy ich zresztą na jednym ze straganów.
W ulicznej galerii szopkowych sław polityka miesza się ze światem sportu i szołbiznesem. Donald Trump podnosi w górę zaciśniętą pięść. Tuż obok z wielkim pucharem do zdjęć pozuje Jannik Sinner - słynny włoski tenisista. Jego sąsiedzi to m.in. brytyjski król Karol III i elegancko ubrany trener Napoli Antonio Conte.
Na innych straganach dostrzegamy najróżniejsze postaci ze świata polityki, sportu i kultury. Jest Joker - jasne nawiązanie do głośnego filmu z Joaquinem Phoenixem, Marilyn Monroe w kultowej pozie ze "Słomianego wdowca", Freddie Mercury w żółtej kurtce i sir Sean Connery z Oscarem w dłoniach.
Władimir Putin jest sąsiadem Michaela Jacksona i Kobe’a Bryanta. Nie brakuje też Silvio Berlusconiego, królowej Elżbiety II i Matki Teresy z Kalkuty.
Promienny uśmiech i precyzyjnie ułożoną fryzurę prezentuje Cristiano Ronaldo. Polski futbol dumnie reprezentuje Robert Lewandowski.
Papież Franciszek ma niecodzienne towarzystwo - stoi tuż obok Hulka, Batmana i Supermana.
Podobizny ukochanego przez mieszkańców Neapolu Diego Maradony są po prostu wszędzie. Postawione w jednym miejscu stworzyłyby potężną armię. Większe i mniejsze, z brodą i bez, w różnych pozach - dla każdego coś miłego.
Chodząc od pracowni do pracowni dostrzegamy nawet niecodzienną instalację - Bar Maradona. Z jednej strony drzwi jest figurka Matki Boskiej, a z drugiej umieszczone w witrynce zdjęcie boskiego Diego z pucharem w dłoniach. Przed barem - co za zaskoczenie - stoją w rządku popiersia Maradony.
Neapolitańscy rzemieślnicy mają mnóstwo pomysłów na samą formę szopki. Możemy kupić sobie bazę - konstrukcję z kilkoma grotami, balkonami i pomieszczeniami - i sukcesywnie uzupełniać ją figurkami. Jeśli ktoś nie ma aż tyle pieniędzy i cierpliwości, może postawić na łatwiejsze rozwiązania.
Są szopki zamknięte w szklanych kopułkach o różnych rozmiarach. Inne mają formę kawiarki czy mandoliny.
Jako radiowcy ucieszyliśmy się, gdy znaleźliśmy szopkę wkomponowaną w stylowy radioodbiornik.
Na via San Gregorio Armeno dość szybko słyszymy język polski. Takich szopek nie widziałem nigdzie na świecie - są bardzo ciekawe - mówi nam turysta z Konstancina.
Do mnie to bardziej przemawia niż choinka. Możesz sobie stworzyć własną szopkę, wybierać, co w niej będzie. Tworzy to bardzo fajną atmosferę - zauważa jedna z Polek. Podkreśla, że w tutejszych szopkach mnóstwo jest nawiązań do miejscowej kultury i życia codziennego. Mamy choćby pieczenie słynnej neapolitańskiej pizzy.
Rozmawiamy też z grupą młodych ludzi, którzy przyjechali z Gdańska. To oni wypatrzyli nas pierwsi - a ściślej mówiąc, zwrócili uwagę na żółty mikrofon z logo RMF FM.
Tutaj bardzo zwracają uwagę na detale - ocenia młody mężczyzna. Każda szopka ma takie szczegóły, jest tak dopracowana... To jest najpiękniejsze - podsumowuje.
Wśród charakterystycznych elementów, które rzucają się w oczy na via San Gregorio Armeno, jest też coś, co na pierwszy rzut oka wygląda jak papryczka chili. To cornicello - miejscowy amulet.
Jest dostępny w formie kolczyków, zawieszek, bransoletek czy nawet bombek choinkowych. Ma męską i żeńską wersję, różne rozmiary i końcówkę, która w zależności od pracowni jest czasem mniej, a czasem bardziej zakręcona.
Zgodnie z tradycją, nie można kupować cornicello dla siebie. Ma działać i przynosić szczęście tylko wtedy, gdy jest darowany. Nas obdarował Marco Ferrigno - jeden z najsłynniejszych neapolitańskich presepistów, którego pradziadek założył warsztat szopkarski już w XIX w.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Ile trzeba wydać, by wrócić z via San Gregorio Armeno z pamiątkami lub prezentami dla bliskich?
Ceny najmniejszych figurek (to m.in. zwierzęta) zaczynają się już od kilku euro. Za podobną cenę kupimy też cornicello. Nieco więcej wydamy na bombki choinkowe (np. z szopką w środku lub w kształcie dorodnej cytryny). A potem ceny pną się coraz wyżej...
Za figurki piłkarzy, polityków czy celebrytów możemy zapłacić zarówno kilkadziesiąt, jak i kilkaset euro. Wszystko zależy od rozmiaru, pracowni i oczywiście zasobności naszego portfela.
Zdecydowanie najdroższe są postaci związane z tradycją neapolitańską - pasterze, rzemieślnicy, sprzedawcy itp. Tu cena 400, 500 czy więcej euro za jedną figurkę nie jest niczym wyjątkowym.
Na szukanie prezentów dla najbliższych warto zarezerwować trochę czasu - zwłaszcza, jeśli zechcemy porównać ceny w kilku sklepach. Sprawy nie ułatwia też wspomniany wcześniej ruch jednokierunkowy. Jeśli w połowie ulicy zorientujemy się, że najlepsze figurki widzieliśmy na początku, będziemy musieli najpierw dojść do końca, a potem sąsiednimi uliczkami wrócić w upatrzone miejsce.
Ciekawe przykłady neapolitańskiego szopkarstwa znajdujemy również w bliższej i dalszej okolicy via San Gregorio Armeno. Gdy Kasia i Gino, którzy zaprosili nas do swojego domu na wspólne gotowanie i rozmowę o polsko-włoskich świętach, prowadzą nas do swojego samochodu, w pewnym momencie trafiamy na szopkę z pizzy. Stoi dumnie przed witryną jednej z restauracji. Przygotowując się do wyjazdu czytaliśmy o podobnych pomysłach, ale nie spodziewaliśmy się, że obejrzymy tego typu instalację na własne oczy.
To właśnie z pizzy zbudowane są groty, schody, skały i inne elementy terenu, wśród których rozmieszczono tłum figurek.
Dzięki kreatywnemu zastosowaniu zieleniny (czy to koperek?) krajobraz nie jest monotonny i pozbawiony roślinności. Wygląda to wszystko co najmniej ekstrawagancko i pokazuje, że pomysłowość neapolitańczyków nie zna granic.
Kolejną ciekawą szopkę znajdujemy w jednym z kościołów niedaleko via San Gregorio Armeno. Stoi bardzo blisko wejścia, więc błyskawicznie przyciąga naszą uwagę. Jest znacznie skromniejsza niż te stojące na sklepowych wystawach, ale ma w sobie coś niezwykle autentycznego i intrygującego.
Mamy tu kobietę czuwającą przy łóżku chorego i osobę na wózku inwalidzkim, która maluje obrazy. Jest grupa biesiadników żywo gestykulujących przy zastawionym stole. W kącie znajduje się pralka, którą trudno uznać za standardowe wyposażenie kościelnej szopki.
Im lepiej się przyglądamy, tym więcej zagadkowych szczegółów wyłapujemy. Za kratą w jednej z grot jest mężczyzna w dresie z logo Adidasa. W wodzie stoi kobieta z dzieckiem w chuście i kołem ratunkowym w ręku. Na jednym ze wzgórz - całkiem niedaleko od Świętej Rodziny - mężczyzna opiera się o bardzo ładny kamper.
Fotografujemy, nagrywamy i zastanawiamy się, jakie znaczenie mają scenki, które mamy przed sobą. Po chwili - chyba od strony zakrystii - podchodzi do nas kobieta. Wstyd się przyznać, ale zakładamy, że będzie nas strofować i przeganiać. Jak bardzo się mylimy! Gdy dowiaduje się, że jesteśmy dziennikarzami z Polski, zgadza się opowiedzieć nam nieco o przesłaniu tej szopki. Potem upewnia się jeszcze, że dokładnie sfotografowaliśmy jej najważniejsze elementy.
Pani Katerina należy do Wspólnoty Sant'Egidio. To ruch osób świeckich, które niosą wsparcie ubogim i potrzebującym. Działa w ponad 70 krajach - również w Polsce, na co zwraca uwagę nasza rozmówczyni. Okazuje się, że szopka pokazuje różne działania tego ruchu podejmowane w Neapolu - m.in. świąteczny obiad organizowany dla ubogich, odwiedziny chorych i więźniów. Przedstawia również szkołę, w której niepełnosprawne dzieci uczą się malować czy miejsce, gdzie potrzebujący mogą wyprać i wysuszyć swoje ubrania.
Jest też wątek uchodźców przypływających na Lampedusę czy szkoła pokoju - miejsce, w którym dzieci z rodzin z problemami mogą liczyć m.in. na pomoc w odrabianiu zadań, coś do zjedzenia czy wsparcie emocjonalne. To ważne, aby zrozumiały, że istnieje inna rzeczywistość niż ta, w której żyją na co dzień - podkreśla pani Katerina.
Jest w tym przypadkowym spotkaniu (choć może wcale nie ma przypadków?) coś, co nas porusza i daje dużo dobrej energii.
Przekonujemy się też, że szopka neapolitańska może mieć jeszcze jedną odsłonę i ważną rolę. Może - inaczej niż figurki sławnych i bogatych z via San Gregorio Armeno - zwracać uwagę na tych, którzy są na uboczu, zagubieni, potrzebujący. I jednocześnie pokazywać konkretne inicjatywy, które pomagają zmieniać świat na lepsze.
W czasie naszych odwiedzin u kolejnych szopkarzy z via San Gregorio Armeno kilkakrotnie słyszymy imię Benino. Można powiedzieć, że to sprawca całego tego zamieszania, które przez kilka dni oglądaliśmy.
To pastuszek, który śpi i śni. Śnią mu się te obrazy, które widzimy - Święta Rodzina, anioły... - tłumaczy nam Marco Ferrigno, jeden z najsłynniejszych neapolitańskich szopkarzy. Przyznaje też, że jego ulubiona postać to właśnie Benino.