Nie byłoby niepodległej Polski, gdyby nie kobiety – przemilczane na kartach podręczników do historii. I nie chodzi tylko o dwie ważne postaci u boku Józefa Piłsudskiego – jego żony Marię i Aleksandrę, ale setki tysięcy amoniowych bojowniczek. "Kobiety walczyły na każdym etapie boju o niepodległość" – mówi w rozmowie z RMF FM Kamil Janicki, autor książki "Niepokorne Damy. Kobiety, które wywalczyły niepodległą Polskę". "Wiele kobiet wyruszyło na front razem z Kadrówką. My widzimy na zdjęciach tylko mężczyzn, którzy wyruszają z Oleandrów. To kobiety odpowiadały za zaopatrzenie, wyżywienie, sprawy sanitarne. Wiele z nich już w pierwszych dniach zakładało mundury i walczyło na froncie" - dodaje. W swojej najnowszej książce Kamil Janicki pisze o oddziale wywiadowczym, składającym się z 46 pań. "Legiony byłyby ślepe, gdyby nie te kobiety" - podkreśla.
Joanna Potocka RMF FM: "Niepokorne Damy" - kobiety, które walczyły o niepodległą Polskę, dodajmy - z wyjątkami oczywiście - przemilczane nie tylko przez historię, ale i przez mężczyzn.
Kamil Janicki: Tak, nasze wyobrażenie do dzisiaj jest takie, że to wyłącznie mężczyźni walczyli o niepodległość. Jest taka wystawa w Krakowie przed dworcem, gdzie można oglądać sylwetki ludzi, którzy walczyli o Polskę. Są tam tylko i wyłącznie mężczyźni, możemy zobaczyć Piłsudskiego, Dmowskiego itd. Nie ma ani jednej kobiety, więc 100 proc. udziału w tym najważniejszym czynie XX wieku przypisano mężczyznom, a to jest bujda. Dziesiątki tysięcy kobiet walczyły o niepodległość w przeróżnych formacjach.
W Legionach było 30 tys. mężczyzn, drugie 30 tys. to kobiety wokół tych Legionów, działają przeróżne Ligi Kobiet, organizacje. Kobiety mają swoje oddziały w podziemiu, są właściwie na każdym froncie działalności. Nie byłoby tej niepodległej Polski, gdyby nie one.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
No skoro mamy rozmawiać o kobietach, to zacznę przekornie. Dlaczego tak ważne było uczesanie - warkocz upięty z tyłu, a nie skręcony wokół głowy?
O takiej historii wspomina przyszła małżonka Józefa Piłsudskiego, Aleksandra Szczerbińska. Miała trochę buntownicze nastawienie w szkole, czesała się na metodę polską i to jest coś co w Suwałkach, które były bardzo zrusyfikowane, było absolutną zbrodnią. Za to prawie wydalono ją ze szkoły, ponieważ nauczycielka i dyrektorka szkoły uważały, że to jest metoda podżegania do buntu, metoda sprzeciwiania się władzy. W szkole rosyjskiej, w szkole, która chciała wyplenić jakiekolwiek ślady polskości, ślady patriotyzmu, najmniejsze wykroczenia prowadziły do bardzo restrykcyjnych kar. Na przykład na Syberię zsyłano za znalezienie tomiku nieprawomyślnej poezji. Ale byli też uczniowie, którzy potrafili się w szkole odnajdywać, którzy byli bardzo potulni. Takim przykładem był Józef Piłsudski, który ogółem uważany został przez władze rosyjskie za bardzo grzecznego ucznia, który tylko dwa razy został skazany na krótką odsiadkę po godzinach, bo nie ukłonił się nauczycielowi czy oficerowi rosyjskiemu.
Zanim przybliżymy postać Olki Szczerbińskiej, powiedzmy o jej babce. Karolina Zahorska to tylko przykład kobiety, jakich było wtedy setki tysiące. To ona wpoiła patriotyzm swojej wnuczce.
Tak, my zupełnie nie pamiętamy o kobietach, które nie chwytały za karabin, które nie miały okazji wziąć udział w czynnej walce, ale które wykształciły całe pokolenie gotowe do boju o niepodległość. Karolina Zahorska może nie jest takim typowym przykładem, ponieważ ona też walczyła, brała udział w powstaniu styczniowym. Na Suwalszczyźnie była bardzo ważną działaczką podziemia i twierdziła, że upadek powstania styczniowego było największą tragedią jej życia. Ona wychowała Aleksandrę, która była sierotą. Ona wpoiła jej patriotyczne wartości, ona pozwoliła jej studiować, wysłała ją do Warszawy i zapewniła jej wolność na studiach. Olka nie siedziała zamknięta w internacie, ale mogła swobodnie poznać miasto, działać w polityce. Ale nie tak zapamiętano Karolinę Zahorską, nie jako patriotkę i wyzwoloną kobietę. Po latach w broszurze propagandowej na temat Aleksandry Piłsudskiej była opisywana jako gderliwa stara baba, która tylko wchodziła na głowę swojej wnuczce i chciała, by ta malowała abażury i grzecznie siedziała przy stole. Dzisiaj powinnyśmy przypomnieć sobie o tych cichych bohaterkach.
Olka, dziewczyna od broni, jak pan ją sam opisuje, była jedną z tych osób, które przygotowały rodem z westernu napad na pociąg z pieniędzmi.
My ją pamiętamy jako ładną twarz przy Piłsudskim, stoi w cieniu, wychowuje mu córki, zawsze popiera męża. Ale to jest fałszywy obraz. Aleksandra była niezwykle aktywną bojowniczką, żołnierką.
Od rewolucji w 1905 roku najpierw nadzorowała składy broni, gdzie przechowywano tysiące sztuk karabinów, pistoletów. Szmuglowała broń na przeróżne fantazyjne sposoby, a potem wzięła udział w najsłynniejszej akcji ówczesnego podziemia, czyli w napadzie na stację w Bezdanach. Wówczas grupa bojówki PPS-u uderzyła na pociąg wiążący pieniądze z Królestwa do banku centralnego w Petersburgu. Skradziono 300 tys. rubli w czasach, gdy pensja urzędnicza wynosiła około 30 rubli. I to mężczyźni niby napadają na ten pociąg, oni biorą na siebie najgłośniejszą, najbardziej dostojną część działalności, ale wcale nie najważniejszą. Bo najpierw to grupa kobiet śledzi wszystkie ścieżki w okolicach stacji, rysuje mapy taktyczne, układa plany, a potem gdy przychodzi kluczowy etap - te pieniądze trzeba wywieść z Litwy, przerzucić do zaboru austriackiego - i tego już mężczyźni nie robią. Oni cichcem wycofują się na bezpieczny teren, a to kobiety mają przeszmuglować 300 tys. rubli przez granicę, i robi to głównie Aleksandra Szczerbińska. Piłsudski z pustymi rękoma przekracza granicę, a ten niebezpieczny, mogący skazać ją na śmierć ładunek wiezie Aleksandra.
Aleksandra, która przez Piłsudskiego nie była doceniania zarówno jako bojowniczka, ale też jako kobieta.
Tak, często mówi się o podejściu Piłsudskiego do kobiet. Ale mówi się na zasadzie żartu, takiej anegdotki, że kobiety go lubiły, że otaczał się ich wianuszkiem, że najpierw miał jedną żona, potem wziął drugi ślub. I to wszystko brzmi tak bajkowo, a to wcale nie była żadna bajka.
Piłsudski był jednym z najgorszych mężów, jakich można sobie wyobrazić. Zwodził obie kobiety, które się z nim związały.
No właśnie, tu musimy powiedzieć o Pięknej Pani - pierwszej żonie Piłsudskiego; kobiecie, dla której wyrzekł się wiary katolickiej.
Pierwsza żona Piłsudskiego Maria jest niezwykle aktywną kobietą. Moim zdaniem można z dużą pewnością powiedzieć, że nie byłoby Piłsudskiego, gdyby nie ona.
Gdy Piłsudski wraca z Syberii - gdzie został trochę przypadkiem zesłany w młodości; przypadkiem ponieważ tak naprawdę za spisek, w którym udział brał jego brat - pisze listy, w których się zobowiązuje, że już nigdy się nie wmiesza w żadną aferę, w żadną działalność nielegalną. Zastanawia się, jak mógłby przekonać władze carskie o swojej absolutnej lojalności. I kiedy wraca do Wilna, poznaje tam obrotną działaczkę podziemia. To ona go zachęci, żeby jednak działał nielegalnie, a on, żeby jej zaimponować, zaczyna działać w PPS-ie. To ona go poznaje z ważnymi działaczami socjalistycznymi. Potem zostaje jego żoną. Niektórzy twierdzą, że bardziej z politycznych względów, inni że to jednak była miłość, sam Piłsudski wolał to przedstawiać jako czysto cyniczno-polityczny związek. Natomiast on się zmienia w niezwykle bliską relację.
Mamy zachowane dziesiątki listów wymienianych między Piłsudskimi, gdzie aspekty tego małżeństwa są podkreślane. Piłsudski lubił się chwalić osiągnięciami swojej żony. Opowiadać o tym, gdzie i w jaki sposób przemycała bibułę czy broń. W swojej pierwszej książce, za którą dostał honorarium, w książce "Bibuła", nawet opisał anegdoty z jej życia i jej większe osiągnięcia rewolucyjne. Już na początku XX wieku związek przygasa, dlatego że Piłsudski był niezwykle niestały w uczuciach. I nie jest do końca tak, jak twierdzą historycy, że to Maria nie chciała dać mu rozwodu. On zwodził obydwie kobiety (Marię i Aleksandrę -red.). Jest taki zbiór listów, które Piłsudski wysyła przed akcją pod Bezdanami do swojej żony. Chwali się, jak przebiega flirt z panną Szczerbińską, opowiada o swoich zalotach, narzeka na kochankę, że jest mało rozmowna, że on musi brać na siebie cały ciężar romansu. I wtedy myślimy, że to taki swobodny związek małżeński. Ale jest jeden zachowany list Marii, list, którego ona nigdy nie wysłała. Żali się w nim mężowi, że ma słabą wolę; że obiecywał jej już lata wcześniej, iż zerwie z kochanką; że chyba już niedługo wynajmie sobie człowieka do pisania listów do żony, bo jemu już się nawet tego nie chce.
W tym czasie zmarło jedyne dziecko Marii - córka z wcześniejszego małżeństwa. Piłsudski nie zmienił nic w swoim postępowaniu. Fakt, że zmarła jego pasierbica, tylko zbliżył go do kochanki, ale nadal nie był gotowy na zerwanie relacji z żoną.
A gdy w końcu zdecydował się porzucić Marię, nawet jej tego nie powiedział. Po wojnie ani razu jej nie odwiedził, ani razu z nią nie rozmawiał, nie przyjechał, gdy ona była śmiertelnie chora...
Nie było go nawet na jej pogrzebie...
...nie był nawet na jej pogrzebie.
A ona została do końca jego wierną żoną...
Przez całą I wojnę światową - na ile zdrowie jej pozwalało - Maria Piłsudska dalej walczy za męża, walczy o jego interesy, a on, ile razy ponosi porażki podczas wojny, wiosłuje prosto do swojego domu w Krakowie, prosi o pomoc, prosi o wsparcie. Po każdej przegranej bitwie, tam ląduje. Ona jest przy nim na publicznych występach, w teatrze, na stadionie Cracovii, ona organizuje zloty Legionistów, zjazdy Ligi Kobiet, jest niezwykle aktywna. Są różne listy, w których troszczy się o jego zdrowie. Jest taki, kiedy pisze, że powinien postarać się o kryty samochód, bo jest niezwykle chorowity i może umrzeć od jeżdżenia otwartym kabrioletem.
To są dwie panie Piłsudskie, ale przecież były setki tysiące kobiet, które pan nazywa w swojej książce Walkiriami Niepodległości. To były kobiety, które karmiły, leczyły, ubierały, organizowały całe zaplecze dla oddziałów strzeleckich.
Kobiety walczyły na każdym etapie boju o niepodległość. Już od rewolucji w 1905 roku. Organizują związki strzeleckie, potem działają w samych Legionach. Natomiast mężczyźni, a zwłaszcza Piłsudski - który był niezwykłym mizoginem, seksistą - starali się poobcinać im skrzydła w momencie, kiedy już nie były potrzebne.
Podczas rewolucji cały obiekt działalności podziemnej tworzyły kobiety, ale gdy przygasły walki, usunięto je z organizacji. Gdy powstał Związek Walki Czynnej, od razu zabroniono kobietom udziału w tych organizacjach. Gdy tworzono związki strzeleckie, oficjalnie dopuszczano tam tylko i wyłącznie mężczyzn. Kobiety zawsze musiały wchodzić tylnymi drzwiami, nieoficjalnie. Musiały walczyć o każde ustępstwo. To liberalne, postępowe skrzydło ruchu niepodległościowego zupełnie ignorowało wkład żeńskiej połowy społeczeństwa.
Wzruszyło mnie zdjęcie Zosi Zawiszanki - wywiadowczyni, która została wysłana na ziemie zaboru rosyjskiego. To jej fotografia w mundurze... pożyczonym od kolegi.
Kobiety tak naprawdę wykorzystały chaos I wojny światowej. Nie było intendentury, nie było zaopatrzenia, nie było żadnych szlaków przewozowych. Mężczyźni rozłożyli bezradnie ręce i wtedy tysiące kobiet zaangażowało się w budowę infrastruktury armii. Przykładowo w Krakowie dwie kobiety nadzorowały 300 krawców szyjących mundury.
Wiele kobiet wyruszyło na front razem z Kadrówką. My widzimy na zdjęciach tylko mężczyzn, którzy wyruszają z Oleandrów. Tak nie było. Już pierwszego dnia kilka kobiet wyrusza na front, a w kolejnych to są dziesiątki i setki.
Dokładnych liczb nie ma, bo nigdy ich nie liczono. One odpowiadały za zaopatrzenie, za wyżywienie, za sprawy sanitarne, ale wiele z nich już w pierwszych dniach zakładało mundury i po prostu walczyło. Natomiast gdy ten chaos przeminął, nadszedł rozkaz Piłsudskiego, żeby usunąć wszystkie kobiety - jak to bardzo pogardliwie ujął - ciągnące za armią. To wtedy część kobiet zdecydowała się nielegalnie - wbrew rozkazowi - zostać w oddziałach. Jeśli wcześniej jakaś się nazywała Kasią, stawała się Kazikiem. Wiele dostało się do armii, wykorzystując różne kruczki, znajomości, kupując sobie samodzielnie właśnie mundury, jakoś omijając komisje wojskowe.
Jednego oddziału nie zlikwidowano i tam właśnie była Zofia Zawiszanka. To był kobiecy oddział wywiadowczy. Było tam tylko 46 pań, więc niby bardzo mały oddział, ale to on odpowiadał za kontakt z Warszawą, z Kresami.
Legiony byłyby ślepe, gdyby nie te kobiety. One wykorzystując własny spryt, zalotność, czasem podstęp - przedostawały się przez granicę, dostarczały wiadomości między wszystkimi głównymi miastami i znały sytuację na przedpolu frontu na kilkadziesiąt kilometrów.
Zofia Zawiszanka jest jedną z tych wywiadowczyń, ale to nie jest jedyna jej rola. Potem ona staje się jedną z wielkich propagandystek, bo o tym musimy pamiętać: kobiety nie tylko walczyły z karabinem, nie tylko w mundurze, ale też kobiety walczyły o wizerunek ruchu niepodległościowego.
Czyli walczyły piórem...
Tak. I to one w dużym stopniu stworzyły wizerunek Piłsudskiego. Mówiłem już, że najpierw Maria Piłsudska go w ogóle wciągnęła do polityki, ale potem dziesiątki kobiet budowały wizerunek wybawiciela i naczelnika. Zofia Zawiszanka już w 1916 roku wydaje książkę "Nasz naczelnik", gdy jeszcze nikt nie myśli o tym, że Piłsudski zostanie przywódcą państwa. Udowadnia w książce, że jest on czwartym najwybitniejszym człowiekiem w polskich dziejach, który może się równać tylko z Batorym i Jagiełłą, i ewentualnie jeszcze z Kościuszką.
I gdy Piłsudski wraca 10 listopada 1918 roku jako wódz, nikt już nie pyta, dlaczego to on ma rządzić Polską. To zasługa setek kobiet działających w propagandzie. One wydawały gazety, książki, organizowały zloty, spotkania, zbierały gigantyczne fundusze na organizacje wokół Legionów i to one tworzyły tą nową wizję Polski.
***
Kamil Janicki: Historyk, publicysta i pisarz.
Autor książek wydanych w łącznym nakładzie prawie 200 000 egzemplarzy, w tym bestsellerowych Pierwszych dam II Rzeczpospolitej, Żelaznych dam, Dam złotego wieku, Epoki milczenia, Dam ze skazą oraz Dam polskiego imperium. Jest redaktorem naczelnym "Ciekawostek historycznych.pl", a od 2017 roku kieruje także portalem "TwojaHistoria.pl".