Zaczęliśmy podejrzewać, że to dopalacze, bo naszą uwagę zwróciło zachowanie syna; był pobudzony, arogancki - opowiadają Agnieszce Witkowicz rodzice 14-letniego Maćka. - Jak go "przycisnęło", potrafił uciec z domu - po prostu otworzyć okno od balkonu i wyskoczyć. Znaleźliśmy u niego w plecaku mnóstwo pustych opakowań po dopalaczach. Chłopiec od 5 miesięcy jest na terapii w ośrodku.
Agnieszka Witkowicz: Proszę powiedzieć, jak to było w państwa rodzinie. Jak państwo się dowiedzieli, że syn ma problemy z dopalaczami?
Mama Maćka: Syn opuścił się w nauce i pojawiły się wagary, nieobecności na pierwszej lekcji, choć wychodził do szkoły punktualnie, albo był odwożony. Potem znikał z ostatnich lekcji. Ciągle nie miał pieniędzy, chociaż otrzymywał kieszonkowe. Nagle wychodził do kolegów, nie mówił dokąd idzie, po co idzie - przeciągały się ustalone godziny powrotów - to wzbudziło nasze podejrzenia.
Agnieszka Witkowicz: Jak szybko się państwo zorientowali, że syn ma problem z dopalaczami?
Mama Maćka: My wcześniej mieliśmy sygnał, że w szkole pojawiła się informacja, że jest podejrzenie, że grupa chłopców, a mówimy o wieku 14 lat, jest podejrzanych o popalanie marihuany, bo szykują się na imprezę i sobie o tym opowiadają. W związku z tym dyrektor spotkał się z rodzicami. My z grupy dziewięciu rodzin byliśmy jedynymi rodzicami, którzy zgodzili się i zrobili na swój koszt test dziecku. Rzeczywiście wyszła marihuana. Wtedy zostaliśmy poproszeni o zabranie dziecka ze szkoły. Zmieniliśmy dziecku szkołę, wydawało nam się, że zmieniliśmy środowisko, zapewniliśmy wsparcie psychologa w ośrodku i kontrolowaliśmy - co jakiś czas robiliśmy testy. Wydawało nam się, że wszystko jest w porządku. Potem okazało się, że po trzech miesiącach uspokojenia, że tych nowych kolegów nie ma, pojawiają się nieobecności, dziwne zachowania. Zaczęliśmy go bardzo kontrolować.
Agnieszka Witkowicz: I co się okazało wtedy, jak zaczęliście państwo kontrolować?
Ojciec Maćka: On się maskował. Kiedy przychodził do domu, od razu uciekał do łazienki, kąpał się, odświeżał się i jakby zamykał się w sobie - słuchał muzyki, unikał jakby bliższego kontaktu. Kilka razy złapaliśmy go, kiedy wrócił do domu. Jego zachowanie, albo był wyciszony, albo wprost przeciwnie - szukał jakby zwady, spierał się.
Agnieszka Witkowicz: Jak państwo odkryli, że to dopalacze?
Mama Maćka: Postanowiliśmy sprawdzić jego kontakty na komunikatorze, kontakty w komórce i na jakie strony internetowe wchodzi i tu zjeżył się nam włos, bo jednak rodzice mają zaufanie do dzieci i opór przed czytaniem pamiętników, wchodzeniem na takie kontakty - przełamaliśmy to. Przeczytaliśmy na komunikatorze, jak umawia się z kolegami, jakim slangiem się posługuje, to już dla nas stało się jasne. Wówczas spisaliśmy najczęściej wydzwaniane telefony z jego komórki, skontaktowaliśmy się z tymi rodzicami i zaczęliśmy słuchać specjalistycznej pomocy. Monar, Karan - to są naprawdę ośrodki wyspecjalizowane od lat, które kompleksowo podchodzą do dziecka i do rodziny, zapewniając wsparcie. Tam wreszcie uzyskaliśmy profesjonalną pomoc i diagnozę.
Szukając po tych telefonach, kolegach dziecka, późno wieczorem, kiedy nie wracał, jeden z kolegów złamał się i powiedział, że on się chętnie spotka, rzeczywiście martwi się o naszego syna, bo dzieje się z nim niedobrze. Prosił tylko, żeby zachować wszystko w tajemnicy. Wtedy syn miał 14 lat, to była druga klasa gimnazjum. Spotkaliśmy się z tym chłopakiem, który ukończył leczenie w ośrodku i powiedział, co syn bierze, że po prostu bierze. To był dla nas prysznic i szok. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać z ośrodkiem, chcieliśmy dotrwać do końca roku szkolnego. Był pod stałą obserwacją - wożony, pilnowany, a mimo to jeszcze potrafił uciec przez taras z domu w kiepskich butach. Na siłę zamknęliśmy go w ośrodku.
Agnieszka Witkowicz: Czy państwo słyszeli o dopalaczach?
Mama chłopca: Wiemy, że są narkotyki, że szkodzą zdrowiu. Gdzieś się dopalacze pojawiły, ale bardzo rzadko. Niby mieliśmy stały kontakt z nim, ale działo się coś zupełnie odmiennego, wbrew naszym ideałom, wbrew naszemu pragnieniu wychowania dziecka. On się zachowywał zupełnie inaczej. Dopiero wtedy zaczęliśmy czytać w internecie, kontaktować się z ludźmi, którzy coś wiedzą na temat dopalaczy, to włos się nam zjeżył - zobaczyliśmy, jak byliśmy nieświadomi. On nami manipulował, a my w dobrej wierze, bo nagle mówił, że potrzebuje 50 zł, bo idą z klasą kina. Wszyscy idą, więc dlaczego mam jemu nie wierzyć? Testy nic nie wykazywały. Padło wtedy podejrzenie, że to dopalacze, bo jego zachowanie - był pobudzony, arogancki. Jak go "przycisnęło", wrócił ze szkoły, to mówił, że idzie do kolegów. Mówiłem, że nie, nigdzie nie pójdziesz - wbrew jemu. Potrafił po prostu otworzyć okno od balkonu i wyskoczyć. Po dwóch godzinach wracał do domu uspokojony, to znaczyło, że musiał coś wziąć. Niestety, znaleźliśmy u niego w plecaku mnóstwo pustych opakowań po dopalaczach. Okazuje się, że ta dostępność do tych środków była przerażająca. Ja nie mogłem jechać samochodem widząc te sklepy. Chciałbym tam wejść, powiedzieć, coś zrobić, żeby tych sklepów nie było. Oni po prostu idąc sobie po szkole, bez problemów wchodzili do sklepu, mogli kupować środki jakie chcieli. Poza miastem zamawiali przez Internet. Diler przyjeżdżał na motorze - łatwość dostępu była przerażająca. Teraz się mówi, że dopalacze zniknęły, że zostały zamknięte sklepy z dopalaczami, że to wszystko zeszło do podziemia. Tak, nie ma już łatwego dostępu, to pomimo tego, że gdzieś są w podziemiu, to dziecko nie ma takiej łatwości pozyskania tego środka. Jest jakieś światełko w tunelu, że już nie ma tych sklepów z dopalaczami, nie ma bezpośredniego kontaktu z tymi sklepami.
Agnieszka Witkowicz: Sami rodzice nie mogą sobie poradzić?
Mama Maćka: Nie poradzą sobie, musi być specjalistyczne wsparcie z zewnątrz, bo bardzo trudno jest podjąć decyzję, żeby umieścić 15-letnie dziecko w ośrodku. Wiadomo, że terapia rzadko kiedy skończy się w trakcie roku.
Ojciec Maćka: Ważne jest, żeby utrzymywać stały kontakt z dzieckiem, pomimo zawału pracy i zajęć. Staraliśmy się, niby byliśmy blisko niego, ale potem z tych rozmów można było wywnioskować, że on obraca się już w innym świecie. W pewnym momencie zaczął mówić, co to marihuana, co to dopalacze, przecież to są tylko używki - to nie szkodzi. Wielu ludzi - aktorów, sportowców zażywa. Nawet premier się pochwalił, że palił marihuanę - to jest nic złego. W ogóle nie dał sobie wytłumaczyć, że to stanowi jakiekolwiek zagrożenie. Kiedy coś próbowaliśmy mu podsunąć, jakąś inną stronę, to obśmiewał. Z drugiej strony czujność, zwracanie uwagi z kim dziecko się kontaktuje, na jakie strony w internecie wchodzi. Niestety, to odczytanie historii z internetu, jego kontaktów, że czyta o mefedronie, że go to interesuje, to jest jakimś sygnałem.