Burzliwa debata w PE w kwestii praworządności. "Nie do zaakceptowania jest nagonka, która rozpętano wobec sędziów, którzy przyjechali do Brukseli, żeby rozmawiać ze mną" - mówił Frans Timmermans podczas debaty w Parlamencie Europejskim w sprawie praworządności. Padło porównanie do nazistów.
Na początku było spokojnie. Timmermans jeszcze przed debatą mówił polskim dziennikarzom, że nie zamierza mówić o konkretnych krajach, tylko o unijnych zasadach w kwestii praworządności. W swoich dwóch pierwszych wystąpieniach - wstępnym przemówieniu i odpowiedzi na pytania przedstawicieli szefów frakcji politycznych - nawet nie wspomniał bezpośrednio o Polsce. Mówił raczej ogólnie o tym co trzeba zrobić, by wzmocnić praworządność w Unii.
Atmosfera szybko się jednak zmieniła. Eurodeputowani Wiosny i PO pytali o aferę hejterską z udziałem urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości. Mówiła o tym Sylwia Spurek z należącej do europejskich socjalistów Wiosny oraz Magdalena Adamowicz z Platformy Obywatelskiej.
Gdy kłamstwa, oszczerstwa i hejt stanowią narzędzie wykorzystania urzędników państwowych i publiczne media, to wkraczamy do najczarniejszych kart historii. Nie jest tajemnicą, że mój mąż został zamordowany z powodu takich działań i mowy nienawiści - powiedziała Adamowicz.
Europosłowie PiS zaatakowali natomiast bezpośrednio Timmermansa. Panie komisarzu, widzę, ze nie wychodzi pan z formy - zaczepiała wiceszefa KE Jadwiga Wiśniewska z PiS. Z kolei Beata Kempa z PiS powiedziała: Przeżyliśmy komisarzy sowieckich, przeżyjemy i pana. Patryk Jaki powiedział natomiast, że sądownictwo w Polsce jest mniej upolitycznione niż w innych krajach i zarzucał Timmermansowi stosowanie podwójnych standardów.
Dopiero po tej fali krytyki i zaczepek Timmermans zareagował bardzo ostro i emocjonalnie, pośrednio porównując rząd PiS do nazistów. Powiedział, że nie można używać argumentu, że ma się większość - bo każde orzeczenie nazistów także było oparte na prawie.
Nie można wykorzystywać argumentu demokracji ze względu na posiadaną większość i nie zważać przy tym na zasady rządów prawa. Ten argument jest nie do przyjęcia, bo to jest argument, który był wykorzystywany przez dyktatorów w latach 30. w Europie. Pozwólcie, że przypomnę, że każde podłe orzeczenie nazistowskich sądów było oparte na prawie. Były one w fundamentalnej sprzeczności z praworządnością, prawami podstawowymi, ale były oparte na prawie - powiedział Timmermans.
Eurodeputowana PiS Beata Kempa poproszona o komentarz powiedziała, że "pan Timmermans po prostu nienawidzi Polski". Natomiast Bartosz Arłukowicz z PO bronił wiceszefa KE. Timmermans nikogo nie porównywał do nazistów, tylko opowiedział historię. A historie trzeba znać i rozumieć - mówił. Przyznał, że Timmermans był bardzo emocjonalny ale - jego zdaniem - pokazał, w którą stronę zmierza Europa, jeżeli nie będzie reagować na łamanie praworządności.