"Nie jestem dzieckiem, jestem osobą odpowiedzialną, która wie, z jakich obowiązków musi się wywiązać" - stwierdził w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej minister zdrowia Łukasz Szumowski pytany o to, czy rozważa odejście z resortu. "Nie będą rzucał kwitami. Jednak mam dość, gdy atakuje się moją rodzinę, współpracowników i bruka moje nazwisko" - dodał. "Bronią mnie efekty mojej pracy" - ocenił Szumowski.
Nie kieruję się słupkami zaufania. W ostatnim czasie były one dla mnie wręcz problemem i zapewne jednym z powodów ataku na mnie - zapewnił w wywiadzie dla PAP Łukasz Szumowski.
Odniósł się też do krytycznych artykułów "Gazety Wyborczej" pod jego adresem. Posługując się kłamstwem, przeinaczeniem i swobodnym doborem niezwiązanych ze sobą faktów, a przy tym stosując mowę nienawiści, gazeta uderzyła we mnie, moich współpracowników i w moją rodzinę - ocenił minister zdrowia. Dziennikarz tego periodyku rozwieszał wulgarne, atakujące mnie plakaty, które ewidentnie są mową nienawiści i robił to na nośnikach, które są własnością koncernu, który wydaje "Gazetę Wyborczą". Dziwnym trafem artykuł o plakatach pojawił się od razu w tym tytule. A na koniec gazeta odcięła się od swojego publicysty i mówiła, że go nie zna. Nie znają go koledzy, którzy z nim publikowali. To jest cała wiarygodność tego tytułu. To nie jest dziennikarstwo tylko polityka i to niezwykle brudna - podkreślił.
Szumowski stwierdził, że krytyczne artykuły dotyczące jego działalności są motywowane politycznie. Jestem tego pewien, całkowicie. Artykuły mają związek z trwająca kampanią wyborczą - tłumaczył. Ta sama gazeta, kilka lat temu w pozytywnym tonie pisała o firmie, którą kieruje mój brat. Serwis Konkret 24 analizował sprawę tej firmy i zarzutów kierowanych pod adresem mojego brata i mnie, stwierdzając na koniec, że nie ma tam podejrzeń o jakikolwiek konflikt interesów. Te same media dziś, przed wyborami prezydenckimi, atakują za te weryfikowane już fakty, nie zważając przy tym, że ten atak często powinni skierować w rząd PO-PSL za czasów, którego mój brat dostawał większość grantów i który ustalił procedury działania Narodowego Centrum Badań i Rozwoju - wyjaśniał.
Wszystko to jest klasyką z podręczników politologii. Uderzyć w osobę cieszącą się zaufaniem i zdyskredytować wszystko to, czym się zajmował i zajmuje. Sięga się po oszczerstwa, pomówienia, fałsz. Operuje się językiem bruku. Wszystko po to, żeby zbrukać i zmieszać z błotem - zauważył.
W wywiadzie dla PAP Szumowski zapewnił, że zawsze czuje się przede wszystkim lekarze. Choć będąc w rządzie, mam świadomość zadań i określonego kontekstu politycznego - zastrzegł. Wchodząc do rządu, wiedziałem, że będę elementem szerszej układanki - dodał. Odpowiedział też na pytanie dotyczące ochrony SOP, którą został objęty.
Doszło do tego, że zacząłem otrzymywać groźby, w tym groźby pozbawienia życia. Otrzymałem więc ochronę SOP-u. Ktoś może powiedzieć, że korzystam z jakichś przywilejów, ale proszę uwierzyć, że wolałbym nie korzystać z ochrony, ale nie wiem, co może się stać - tłumaczył Szumowski.
Szumowski odpowiedział też na pytania o to, na jakim etapie epidemii jest obecnie Polska i czego można się spodziewać w przyszłości. Ze wstępnych danych wynika, że 1,5 proc. społeczeństwa ma przeciwciała, co znaczy, że taka część populacji miała kontakt z wirusem - wyliczył. Jesteśmy w trakcie badań osób, które jadą do sanatoriów. Na ponad 2 tys. wynik pozytywny zanotowaliśmy u 10. To pokazuje skalę wirusa w populacji - dodał.
Druga fala zachorowań zapewne będzie. Przyjdzie na jesieni razem z sezonem grypowym. Staramy się na nią przygotować, kontynuujemy zakupy środków ochrony i sprzętu . (...) Mamy opracowany i przetestowany model powoływania szpitali jednoimiennych. Mamy doświadczenie w powoływaniu do życia izolatoriów. Dość dobrze radzimy sobie z szybkim zamykaniem ognisk. Na pewno kolejnego lockdownu już nie będzie. Myślę, że zakażeń może być więcej niż obecnie- przyznał Łukasz Szumowski
Szumowski przyznał, że część ministerialnych zakupów związanych z koronawirusem była nietrafiona, bo sprzęt okazał się nieodpowiedniej jakości.
Niestety. Ten problem nie dotyka tylko Ministerstwa Zdrowia i, co więcej, nie tylko Polski. Maski niespełniające wymagań kupiło wiele państw świata, Komisja Europejska, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i izba lekarska - wyliczał. Komisja Europejska po naszym wskazaniu, że maski są wadliwe zdecydowała się zniszczyć ich całą partię, tj. 1,5 mln sztuk. Część podmiotów jednak rozdysponowała wadliwy sprzęt do szpitali, do personelu medycznego. Nasze maski, które okazały się wadliwe, nigdy nie trafiły do personelu walczącego z COVID-19. Jak widać, epidemia jest czasem, w którym firmy, instytucje i państwa dość gremialnie były wprowadzane w błąd - oszukiwane - ocenił.
Warto podkreślić, że nie ma i nie było nigdy obowiązku sprawdzania masek, które przychodzą do Europy i mają niezbędne certyfikaty. To my rozpoczęliśmy ten proces - stwierdził Szumowski. To była nasza inicjatywa sprawdzenia partii 100 tys. wadliwych - jak się później okazało - masek. To my poprosiliśmy Centralny Instytut Ochrony Pracy o sprawdzenie towaru rozdysponowanego przez Komisję Europejską. Sama Komisja z niedowierzaniem przyjęła wyniki, które przekazaliśmy. Potem okazało się, że inne państwa po nas również zaczęły podnosić wadliwość towaru. Dotychczas bowiem wszyscy wierzyli certyfikatom i nie było procedury ich weryfikacji - zauważył.