Szef Pentagonu Jim Mattis powiedział w Izbie Reprezentantów, że USA chcą uniknąć podsycania konfliktu w Syrii, który może "wymknąć się spod kontroli" i nie chcą licznych ofiar cywilnych. Przyznał, że decyzja o ataku na Syrię nie została podjęta.
Mattis ponownie oświadczył, że uważa, iż w Syrii doszło do ataku chemicznego, ale dodał, że administracja USA poszukuje wciąż dowodów. Jak komentuje agencja AP, jest to jak dotąd najbardziej kategoryczna wypowiedź Mattisa na temat użycia broni chemicznej przez reżim Baszara al-Assada.
Minister obrony, który wystąpił przed komisją sił zbrojnych Izby Reprezentantów, odmówił odpowiedzi na pytania o plany wojskowe sił USA dotyczące Syrii. Mattis wyjaśnił, że jednym z jego głównych zastrzeżeń, co do operacji militarnej jest ryzyko eskalacji konfliktu, w którym stronami stały się Rosja, Iran, Turcja i inne kraje.
Poinformował kongresmenów, że Stany Zjednoczone chcą, by w Syrii jak najszybciej zaczęli pracować inspektorzy, którzy będą badać, czy w istocie doszło tam do ataku chemicznego; dodał, że należy to zrobić jak najszybciej, ponieważ zebranie dowodów staje się z czasem coraz trudniejsze.
Mattis obiecał, że administracja poinformuje z wyprzedzeniem przywódców Kongresu o "jakimkolwiek ataku na Syrię" i zapewnił, że USA chce, by konflikt w Syrii został zakończony dzięki procesowi pokojowemu, jaki toczy się w Genewie.
Dodał, że "jedynymi powodami, dla których Assad jest wciąż u władzy, są godne pożałowania weta Rosji w ONZ oraz rosyjskie i irańskie armie". Gdy stąd wyjdę, udam się na spotkanie Narodowej Rady Bezpieczeństwa na ten temat i przedłożymy prezydentowi różne opcje - powiedział Mattis.
W środę szef Pentagonu poinformował, że jest gotowy przedstawić prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi opcje militarne dotyczące retorsji po ataku chemicznym w mieście Duma we Wschodniej Gucie koło Damaszku, do którego doszło 7 kwietnia.
(az)