Ciężko zauważyć panikę u Japończyków dopóki się z nimi nie porozmawia. Nikt nie panikuje na zewnątrz - zauważa specjalny wysłannik RMF FM do Japonii.
Podczas wstrząsów wtórnych, gdy podłoga i ściany falowały, dzwoniły naczynia a na twarzach tokijczyków nie malowało się kompletnie nic. Później przyznali, się boją.
Trochę inaczej było na dworcu kolejowym w Tokio. Olbrzymie kolejki do kas szybkiego pociągu Shinkansen jadącego na południe i wypowiedzi wprost czujemy się zagrożeni, jedziemy w bezpieczniejsze miejsce, uciekamy z Tokio. Podobnie na lotnisku - morze głów i te same wypowiedzi - Japończycy to naród bardzo introwertyczny, który dużo przeżywa wewnątrz, nie pokazując uczuć.
Mimo eksplozji, pożarów i rosnącego skażenia w elektrowni Fukushima nadal pracują ludzie. W naszej kulturze ciężko to zrozumieć, ale dla nich to nie jest żadne bohaterstwo, a po prostu obowiązek. Niezwykle ważne jest przywiązanie do swojego pracodawcy. Japończykom do głowy nie przyjdzie na przykład, by oszukać swojego szefa. Są karni i wykonują posłusznie polecenia.
Gdy wysłannik RMF FM poprosił o rozmowę do mikrofonu jedną z pracownic lotniska, ta musiała poprosić o zgodę swoją szefowa, a tamta z kolei musiała zadzwonić do swojego szefa a on jeszcze wyżej. Dopiero po akceptacji wszystkich mogła powiedzieć parę słów. Do tego przywiązania do własnej firmy dochodzi olbrzymie poczucie obowiązku wobec rodziny i narodu.
Sam fakt, że nikomu nie przyjdzie do głowy by ujawniać sylwetki osób pracujących w Fukushimie pokazuje, że nie chodzi tu o sławę. Stąd też japońskie media nazwały ich właśnie ostatnimi samurajami Fukushimy.