Były prezydent Ukrainy Petro Poroszenko i szef opozycyjnej partii Europejska Solidarność oświadczył, że służby graniczne nie zezwoliły mu na wyjazd za granicę. Polityk ogłosił, że zakaz jest bezprawny i stoi za nim biuro jego przeciwnika, urzędującego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
. , . , . , , . ... pic.twitter.com/xba9y4zD82
poroshenkoDecember 1, 2023
"Teatr absurdu na granicy. Mam delegację podpisaną przez przewodniczącego Rady Najwyższej (parlamentu), jednak straż graniczna mnie nie przepuściła. Daleki jestem od myśli, że straż graniczna działała z własnej inicjatywy. Każdy może domyślić się sam, kto odwołał dokument, podpisany przez przewodniczącego parlamentu" - napisał Poroszenko w piątek na platformie X.
W opublikowanym tam nagraniu wideo były prezydent, który jest dziś członkiem parlamentu, wprost oświadczył, że za tym, by nie wypuścić go z kraju, stoi biuro Zełenskiego.
Służba prasowa Poroszenki potwierdziła, że nie mógł w piątek wyjechać za granicę. To prawda. Nie został wypuszczony - powiedział rozmówca PAP. Dodał, że do zdarzenia doszło na ukraińskim przejściu granicznym w Krakowcu, który prowadzi do Korczowej w Polsce.
Zgodnie z prawami stanu wojennego na Ukrainie, wyjazdy zagraniczne m.in. parlamentarzystów możliwe są jedynie na podstawie delegacji służbowej.
Poroszenko poinformował, że wybierał się do Polski, gdzie chciał rozmawiać o zakończeniu protestu przewoźników na granicy z Ukrainą oraz do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamierzał mówić o finansowaniu pomocy wojskowej na potrzeby wojny z Rosją. "Zerwano moje spotkanie z nowym spikerem (amerykańskiej) Izby Reprezentantów (Mikiem) Johnsonem" - podkreślił.
"To, co stało się dziś na granicy, nie jest drobnym szkodnictwem. Jest to antyukraińska dywersja. Jest to szkodzenie pracy dyplomatycznej mojej ekipy. I, niestety, uderzenie w możliwości obronne Ukrainy" - uznał były prezydent.