Kamil Stoch mimo bolącego barku zdecydował się wystąpić w trzecim konkursie Turnieju Czterech Skoczni. W Innsbrucku był czwarty i... pojechał do szpitala. „Wiedziałem o co walczę i ile musiałem przejść, by znaleźć się w tym miejscu” – powiedział po zawodach.

REKLAMA

Jestem w momencie, w którym zawsze chciałem być. Wiedziałem też w jakiej jestem dyspozycji. To wszystko wziąłem pod uwagę, a także inne okoliczności, włącznie z bólem i ewentualnymi przeszkodami. Doszedłem do wniosku, że spróbuję i zobaczymy, co to przyniesie. Na szczęście nie miałem problemów z oddaniem skoku. Nie mogłem zrobić telemarku, tylko go zaznaczyłem, ale było dobrze - ocenił.

Stoch stracił wprawdzie pozycję lidera TCS, ale do Norwega Daniela Andre Tandego traci zaledwie 1,7 punktu. Czwarty jest Piotr Żyła. W serii próbnej Stoch miał upadek i nie wiadomo było, czy pojawi się na rozbiegu. Ostatecznie zdecydował się na rywalizację. Z powodu złych warunków atmosferycznych, ale także zapadającego zmroku (skocznia w Innsbrucku nie ma sztucznego oświetlenia) drugą serię odwołano.

Wiatr bardzo mieszał. Moja para była tego ewidentnym przykładem, dodatkowo zeskok był bardzo nierówny, wpadłem w serii próbnej w nierówną dziurą, przez co miałem odczucie, jakby ktoś złapał moje narty, a ja nagle wyhamowałem. Nie miałem żadnej kontroli nad niczym, nie miałem czasu na żadną reakcję, dlatego pod tym względem był to bardzo trudny konkurs
- dodał dwukrotny mistrz olimpijski.

Przed rywalizacją w Innsbrucku Stoch miał 0,8 pkt przewagi nad Stefanem Kraftem. Austriak mocno się jednak rozchorował i w środę zajął 18. miejsce. W klasyfikacji generalnej cyklu spadł na trzecią pozycję. Do Tandego traci 16,6 pkt. Tuż za nim znajduje się Żyła, który do podium ma siedem punktów.

Uważam, że nasza drużyna spisała się mimo tych warunków całkiem nieźle. Pokazała, że potrafi sobie radzić - powiedział Stoch, który się spieszył do... szpitala. Jadę prześwietlić bark. W tym momencie nie odczuwam dużego bólu, ale staram się ręką nie szarpać. Nic więcej powiedzieć nie mogę. Skoro potrafiłem oddać skok, to znaczy, że nie jest nic groźnego, ale na spokojnie zobaczymy - zaznaczył.

To, czy uda mu się wyjść na skocznię w czwartek - na treningi i kwalifikacje w Bischofshofen na razie nie wiadomo. Zawsze tak jest, że na drugi dzień jest najgorzej, ale może akurat tym razem będzie inaczej. Na pewno będę walczyć. Mamy bardzo dobry sztab medyczny i wierzę, że sobie poradzimy - podkreślił.

Decyzji, czy warto było w takich warunkach w ogóle rozgrywać konkurs, nie chciał komentować. Do mnie należy wyjście na górę i oddanie skoku wtedy, kiedy odbywają się zawody. Nie chcę tego oceniać. Jest cały sztab ludzi, którzy tym zarządzają. Mam do nich na tyle zaufania, że wiem, iż nie puszczą nas w warunkach, które byłyby skrajnie niebezpieczne. Takie mam poczucie bezpieczeństwa - przyznał.

W piątek odbędzie się czwarty, ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni. W czołowej dziesiątce klasyfikacji jest trzech Polaków - oprócz Stocha i Żyły, siódmy jest Maciej Kot. W Innsbrucku triumfował Tande przed rodakiem Robertem Johanssonem i Rosjaninem Jewgienijem Klimowem.

(mal)