Napięta sytuacja z Rosją jest na Ukrainie szeroko komentowana, zwłaszcza pośród osób, które walczyły na zastygniętym od ośmiu lat na wschodzie Ukrainy froncie. O tym, że ryzyko wtargnięcia wojsk Federacji Rosyjskiej nad Dniepr jest duże mówią też ci, którzy pamiętają Euromajdan. Pośród tysięcy ludzi, którzy wyszli wtedy na barykady, byli przedstawiciele niemal każdej warstwy społecznej. Dziś, jak mówią, warto było ryzykować życie. Są też zdeterminowani, by bronić swojego kraju ponownie, choć tego chyba każdy wolałby tu uniknąć - podkreśla Mateusz Chłystun, specjalny wysłannik RMF FM na Ukrainę.
Z Marianem Prysiażniukiem spotykam się w jednej z pizzerii tuż przy kijowskim Majdanie Niezależności. To miejsce prowadzone przez weterana wojny, która osiem lat temu rozpoczęła się na wschodzie kraju. Do dziś spotykają się tu ci, którzy pamiętają Majdan i Rewolucję Godności - jak nazywają wydarzenia z początku 2014 roku. Na ścianach setki pamiątek z frontu i Majdanu, jedną z nich w całości wypełniają naszywki, które m.in. żołnierze nosili na mundurach i które często projektowali ukraińscy artyści.
Staram się nie chodzić na Majdan - mówi na początku naszej rozmowy Marian. 32-letni artysta mieszka w Kijowie, ma polskie korzenie. Rewolucja Godności zastała go podczas studiów w Polsce. Przerwał je, by wrócić do swojego kraju i walczyć o lepsze jutro dla swojego i młodszych pokoleń. Myśmy mieli tego wszystkiego po prostu dosyć. Ludzie zarabiali mało, była straszna bieda, a władza miała luksusy - mówi w skrócie, kiedy pytam go o początki wydarzeń z 2014 roku w ukraińskiej stolicy. Na Majdan nie chodzi, bo wciąż pamięta widok ciał zastrzelonych uczestników rewolucji. Choć jako posiadacz karty Polaka ma możliwość wyjazdu z kraju, nie zamierza tego robić.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Nie wszyscy jednak wychodzą z takiego założenia. Kiedy pytam mieszkańców najpierw Kijowa, a potem Czernihowa w zwykłej ulicznej sondzie o to, czy są zaniepokojeni napiętą sytuacją z Rosją, część odpowiada, że w ogóle ich to nie interesuje, inni łapią się za głowę, mówiąc, że żadnej wojny nie będzie, a spirale strachu nakręcają politycy i media.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Kiedy wychodzimy na ulicę, Marian pokazuje jedną z dobiegających do Majdanu ulic. Tam w czasie Euromajdanu znajdowała się barykada, zwana polską. W czasie kiedy Berkut otaczał centralny plac Kijowa, a barykad przybywało - by móc je rozróżnić, uczestnicy rewolucji nadawali im konkretne nazwy. Tę konkretną nazwano "polską" ze względu na biało-czerwoną flagę, którą ktoś postawił w tym miejscu tuż przy żółto-niebieskiej fladze ukraińskiej. Marian wspomina wyjątkowy gest swojego przyjaciela z Polski, który przebywał wtedy w Kijowie. Służby dyplomatyczne informowały wtedy naszych obywateli, by jak najszybciej ewakuowali się z Ukrainy, ze względu na groźbę zaprzestania lotów i blokady komunikacyjnej. Sam wtedy mówiłem mu żeby wyjeżdżał, ale on postanowił zostać tu z nami. To był niesamowity gest, wiele dla mnie i innych osób na barykadzie znaczący - tłumaczy 32-letni artysta.
Marian godzi się, byśmy przeszli aleją Bohaterów Niebiesnoj Sotni, czyli ulicą prowadzącą do dzielnicy rządowej, tuż przy słynnym hotelu Ukraina. Wciąż widać tu fragmenty barykad czy prowizorycznych tarcz. Mój rozmówca wspomina, że hotel był wtedy pełen dziennikarzy z całego świata, ale jego foyer zmieniło się w tymczasowy szpital. W miejscu, gdzie dziś stoją fotele, na parterze budynku 8 lat temu leżały dziesiątki rannych i zabitych. Kiedy mijamy mały wiadukt nad ulicą Instytutską, słyszę o berkutowcach, którzy zanim jeszcze uruchomili ostrą amunicję, rzucali z niego w przechodzących ulicą.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Myślałeś wtedy, że będziesz tu kiedyś się tak swobodnie przechadzał? - pytam.
Nie, ja byłem przekonany w kilku momentach, że stracę tu życie - mówi Marian Prysiażniuk.
Dziś Marian realizuje w wolnej Ukrainie swoje projekty artystyczne. Jeden z nich to "Plus 1" przedstawiający zdjęcia bliskich tych, którzy byli nauczycielami, dziennikarzami, studentami czy programistami i którzy nagle musieli stać się żołnierzami. W walkach na froncie zginęli. Bohaterami zdjęć są mieszkańcy Mariupola, Żytomierza czy Charkowa. To jest projekt o tych, którzy zostawili cząstkę siebie, by stworzyć nowoczesną Ukrainę.