Komisja Europejska nie wysłała jeszcze do Polski wezwania do zapłaty kary - ustaliła dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Chodzi o pół miliona euro kary, która została nałożona na nasz kraj przez TSUE w związku z niewykonaniem jego postanowienia o zaprzestaniu wydobycia węgla w Turowie.

REKLAMA

Polska będzie miała 45 dni na zapłacenie kary po otrzymaniu od Komisji Europejskiej wezwania do zapłaty. Jeżeli tego nie zrobi w tym terminie, to znaczy pieniądze nie wpłyną na konto KE, to Bruksela wyśle formalne wezwanie do usunięcia uchybienia. Dopiero po wyczerpaniu tej procedury KE może pomniejszyć wypłatę funduszy należnych Polsce o sumę, której nie zapłaciły polskie władze.

Tak czy inaczej, Polska straci pieniądze. W historii Unii Europejskiej nie zdarzyło się jeszcze, żeby jakieś państwo nie zapłaciło. Pieniądze z kar zasilą unijny budżet.

500 tysięcy euro dziennie jest naliczane już od poniedziałku i każdego dnia trzeba będzie płacić pół miliona euro aż do dnia, w którym Polska zastosuje się do postanowienia TSUE, czyli wstrzyma wydobycie węgla w Turowie. A jeżeli tego nie zrobi, to kary będą naliczane do dnia, w którym zapadnie wyrok w sprawie Czechy kontra Polska. A to może nastąpić dopiero w styczniu lub w lutym przyszłego roku.

Rozmówcy dziennikarki RMF FM w KE dziwią się, jak to możliwe, że Polska nie porozumiała się z Czechami i doprowadziła do takiej niekorzystnej dla siebie sytuacji.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział tymczasem, że kompleks w Turowie nie wstrzyma pracy. Nazwał decyzję Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej "skrajnie agresywną i szkodliwą" i zapowiedział, że jego rząd nie zamierza wyłączać z funkcjonowania kopalni Turów i elektrowni Turów. Argumentował, że wyłączenie kompleksu pozbawiłoby miliony polskich rodzin prądu.

Zarzucił stronie czeskiej zachowanie "absolutnie bez dobrej woli". Według niego, postawy Czechów nie usprawiedliwiają zbliżające się w ich kraju wybory.

To Czechy pod koniec lutego wniosły skargę do TSUE przeciwko Polsce w sprawie rozbudowy kopalni węgla brunatnego Turów.

Czesi od lat apelowali o zamknięcie kopalni, wskazując, że może mieć ona negatywny wpływ na poziom wód podziemnych, a tym samym doprowadzić do problemów z dostawami wody pitnej do kraju libereckiego.

Sytuację zaostrzyła zeszłoroczna decyzja polskiego Ministerstwa Klimatu. W marcu 2020 roku, mimo sprzeciwu Czechów, przedłużono koncesję wydobywczą na sześć lat.

Związkowcy z Turowa mówią, że są "gotowi do wojny". "Bez pracy kopalni Turów wszyscy tutaj jesteśmy skazani na śmierć" - powiedział reporterowi RMF FM Wojciech Ilnicki, przewodniczący NSZZ "Solidarność" Kopalni Węgla Brunatnego Turów.

"My nie jesteśmy w stanie pracownikom powiedzieć: jesteśmy bezpieczni. Sprawiedliwy trybunał nie dla wszystkich jest sprawiedliwy" - dodał Piotr Kubiś z Solidarności’80 w tym zakładzie.

Związkowcy podkreślają, że z kopalnią i elektrownią związane są dziesiątki tysięcy osób. Planują wyjazd do Luksemburga. Mówią też o blokowaniu autostrady.