Ciężko będzie doprowadzić do porozumienia w sprawie Turowa przed wyborami w Czechach - ocenił premier Mateusz Morawiecki. Dodał, że Czesi kierują się logiką wyborczą, a jest to "logika pozbawiona gotowości do porozumienia". Jednak według ekspertów, sprawa kopalni i elektrowni Turów nie jest podejmowana w kampanii wyborczej.
Zapewne ciężko będzie doprowadzić do porozumienia przed wyborami (w Czechach - PAP) ponieważ nasi czescy sąsiedzi kierują się logiką wyborczą. To jest logika pozbawiona jednocześnie gotowości do porozumienia - powiedział premier.
Podkreślił, że strona polska sformułowała w sprawie Turowa do Czechów bardzo dobrą propozycję.
Ta propozycja polega na tym, że mieszkańcy terenów przygranicznych mogą liczyć na realne wsparcie finansowe ze strony polskiej. Przy projektach związanych z wodą, związanych z tworzeniem dodatkowych barier zapobiegających hałasowi i innych inwestycjach - stwierdził premier.
Morawiecki podkreślił, że jeżeli dojdzie do ostatecznych rozstrzygnięć przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, co powinno nastąpić w ciągu kilku miesięcy, to wówczas, zdaniem premiera, dojdzie do zakończenia naliczania kar.
Nasi czescy sąsiedzi muszą sobie zdawać sprawę z tego, że również po naszej stronie skłonność do jakiegokolwiek porozumienia będzie na pewno dużo, dużo niższa. Nasza oferta leży na stole, jest bardzo dobra, czy zostanie przez Czechów podjęta, zobaczymy - powiedział szef rządu.
Na początku października w Czechach odbędą się wybory parlamentarne. W sondażach nie ma jednego pewnego zwycięzcy - ugrupowanie ANO premiera Andreja Babisza bije się o prym z centroprawicową koalicją SPOLU oraz liberalno-antysystemową koalicją Piratów i Burmistrzów.
Problem tylko taki, że wbrew twierdzeniom polskiego rządu, spór o kopalnię Turów nie zajmuje znaczącego miejsca w przedwyborczych dyskusjach. Sprawa jest ważna dla mieszkańców przygranicznych z regionu libereckiego i przedstawicieli administracji, np. ministerstwa środowiska lub spraw zagranicznych. Ze świecą jednak szukać wypowiedzi stricte politycznych.
Wbrew temu, co mówią polskie władze, sprawa Turowa nie jest sprawą pierwszorzędną w kampanii wyborczej w Czechach. Nie jest nawet sprawą trzydziestorzędną w wymiarze ogólnokrajowym. To sprawa lokalna - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską czeski dziennikarz Filip Harzer.
Czesi od kilku lat sprzeciwiali się rozbudowie kopalni w Turowie, wskazując, że może mieć ona negatywny wpływ na poziom wód podziemnych, a tym samym doprowadzić do problemów z dostawami wody pitnej do kraju libereckiego.
Sytuację zaostrzyła zeszłoroczna decyzja polskiego Ministerstwa Klimatu. W marcu 2020 roku, mimo sprzeciwu Czechów, przedłużono koncesję wydobywczą na sześć lat.
Na przełomie lutego i marca 2021 roku Czechy złożyły pozew do TSUE przeciwko Polsce w związku z rozbudową górnictwa. Minister środowiska Richard Brabec zaznaczał, że to "ekstremalne rozwiązanie", ale nieuniknione. Podkreślał, że jeśli Polska zaakceptuje żądania Czech i wstrzyma rozbudowę, to pozew zostanie wycofany.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej przychylił się do argumentów Czechów, że dalsze wydobycie węgla brunatnego w kopalni Turów do czasu ogłoszenia ostatecznego wyroku może mieć negatywny wpływ na poziom lustra wód podziemnych na terytorium czeskim. To może z kolei zagrozić zaopatrzeniu w wodę pitną po stronie czeskiej. Prezes zauważyła, że Polska zamierza ukończyć budowę ekranu przeciwfiltracyjnego dopiero w 2023 roku - to za późno. Dodatkowo potwierdza, że Polska zauważa problem.
TSUE tym samym nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia. Sprawa jest o tyle trudna, że węgiel z kopalni był głównym paliwem lokalnej elektrowni - wstrzymanie wydobycia będzie wiązało się także z wyłączeniem bloków.
Gdy Polska nie zastosowała się do decyzji TSUE, Czechy wystąpiły o nałożenie na nią kary. Domagały się 5 mln euro kary dziennie.
TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.