​Dwie trzecie Polaków uważa, że w przypadku inwazji Rosji, nasz kraj powinien wesprzeć Ukrainę - wynika z sondażu United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej". Badani mieli różne pomysły, jak można byłoby pomóc wschodniemu sąsiadowi.

REKLAMA

Od jesieni przy granicy z Ukrainą gromadzą się rosyjskie wojska. Według Kijowa jest tam już ich ponad 120 tysięcy. Wywiady zachodnie przekonują, że Moskwa chce zaatakować i zainstalować prorosyjski rząd na Ukrainie. Inwazja jest opóźniana ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe.

Szereg krajów, m.in. USA, Wielka Brytania i kilka państw bałtyckich, wspiera Ukrainę wysyłając jej uzbrojenie. Polska na razie nie wykonała żadnego stanowczego kroku. United Surveys zapytało Polaków, co powinien nasz kraj zrobić w takiej sytuacji.

66,2 proc. badanych uważa, że w przypadku ataku Rosji Polska powinna wesprzeć Ukrainę. Przeciwnego zdania jest 26,6 proc. badanych, a 7,2 proc. nie ma w tej kwestii zdania.

Najmniej chętnych pomocy Ukrainie jest wśród zwolenników obozu rządzącego. 65 proc. z nich uważa, że Polska powinna wesprzeć sąsiada. Dla porównania, wśród zwolenników KO jest to 78 proc., a Lewicy - 86 proc. Nawet wśród zwolenników Konfederacji, której politycy są krytyczni wobec pomocy Ukrainie, 84 proc. popiera wsparcie Kijowa.

Zapytano Polaków także o to, jak ich zdaniem Polska powinna zaangażować się w pomoc Ukrainie. 42,4 proc. uważa, że nasz rząd powinien wesprzeć Kijów dyplomatycznie. 41 proc. natomiast uważa, że powinniśmy wysłać uzbrojenie, a 38,9 proc. - żeby pomóc gospodarczo, czy to pieniędzmi, czy dostawami żywności.

Tylko co czwarty Polak uważa, że powinniśmy przyjąć ewentualnych uchodźców, którzy uciekaliby z terenów objętych wojną. Taką opcję wybrało 26,4 proc. badanych.

14,7 proc. chciałoby stanowczej pomocy militarnej, a mianowicie by wysłać żołnierzy na Ukrainę.

22,6 proc. badanych wybrałoby inne rozwiązania. 6,2 proc. w tej sprawie nie ma zdania.

Jak Polska pomaga Ukrainie

Polska ma już długie lata współpracy wojskowej z Ukrainą. Nasi żołnierze razem z ukraińskimi wojskowymi służyli w misjach m.in. w Iraku i Afganistanie. W 2014 roku podpisano umowę ws. utworzenia brygady polsko-ukraińsko-litewskiej, która powstała w końcu w 2016 roku.

Polacy wielokrotnie także uczestniczyli we wspólnych ćwiczeniach, m.in. w manewrach Rapid Trident. Z kolei Wojskowy Instytut Medyczny w Warszawie organizował dla ukraińskich psychologów i psychiatrów kursy leczenia żołnierzy ze stresem pourazowym.

W związku z zagrożeniem rosyjskim Polska na razie nie zdecydowała się na bezpośrednią pomoc wojskową dla Ukrainy. Może się to jednak zmienić, jeśli taką decyzję podejmie NATO. Resort spraw zagranicznych zapewnia jednak, że Kijów otrzyma od Warszawy wszelkie niezbędne wsparcie.

Trudna sytuacja Ukrainy

Kiedy jesienią zaczęły pojawiać się informacje o gromadzeniu się rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą, bardzo szybko zaczęto podejrzewać, że Moskwa przygotowuje się do inwazji. Informacje amerykańskiego wywiadu były niepokojące. Jeszcze na początku grudnia mówiono, że Rosja chce zgromadzić ok. 175 tysięcy żołnierzy. Zapowiedzi były jednak nieco przestrzelone, obecnie wywiad sądzi, że przy granicy ćwiczy ponad 100 tys. wojskowych, jednak jest to znacznie mniejsza liczba od początkowo zakładanej. Ukraińcy przekonują, że liczba ta jest na poziomie 127 tysięcy.

Należy jednak pamiętać, że Rosja w regionie nie jest "sama". Wspiera - czemu oczywiście zaprzecza - samozwańcze republiki Doniecka i Ługańska, których łączne siły wojskowe ocenia się na ok. 35 tysięcy osób. Najprawdopodobniej na tych terenach przebywają także rosyjskie siły, aczkolwiek ich liczebność nie jest znana.

Nie wiadomo też jak w przypadku inwazji zachowałby się cichy sojusznik Moskwy, czyli Białoruś. Na luty przewidziane są wspólne rosyjsko-białoruskie ćwiczenia "Sojusznicze zdecydowanie 2022". Z tego też względu do tzw. państwa związkowego przybyli żołnierze Federacji Rosyjskiej. Zaobserwowano ich w regionie homelskim, nieopodal granicy z Ukrainą. Teoretycznie Rosjanie powinni jechać na Zachód, na poligony np. w Grodnie.

Jak na razie eksperci spodziewają się, że Rosja odłoży w czasie ewentualną inwazję. Wszystko przez niesprzyjające warunki pogodowe. Obecnie na wschodzie Ukrainy jest stosunkowo ciepło, a to oznacza m.in. miękkie, bagniste tereny, po których poruszać się ciężkim sprzętem wojskowym. Jednocześnie ewentualny atak musiałby zostać przeprowadzony przed nadejściem wiosny.

Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie szacuje, że w przypadku ataku ukraińska armia nie miałaby za wielkich szans i Kijów mógłby zostać przejęty "w ciągu kilku godzin".