Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Franciszek Smuda przyznał, że jest zadowolony i z rozmiarów wygranej z Andorą (4:0) i z braku kontuzji. Mecz w Warszawie był ostatnim sprawdzianem przed rozpoczynającymi się w piątek mistrzostwami Europy.
Trochę poobijani są Rybus, Lewandowski i Piszczek, ale nie są to groźne kontuzje i nie przeszkodzą nam w kontekście przygotowań do inauguracji Euro z Grecją. Na zgrupowaniu w Austrii dolegliwości mięśniowe miał Wawrzyniak, więc w tej sytuacji całe mecze rozgrywał Boenisch. Jemu to było potrzebne - przyznał Smuda na konferencji prasowej.
W drugim kolejnym spotkaniu szkoleniowiec postawił na tę samą jedenastkę wyjściową. Mam prawo zmienić skład na Grecję. Poczekajmy kilka dni, są jeszcze treningi, różnie to bywa. Zawodnicy nie kopią się na zajęciach, tak nie powiem, ale jest konkurencja i widać twardą rywalizację. A jeśli chodzi o skład, po 2,5 roku nic mnie już nie zaskoczy, wiem na kogo postawić, wiem, kto może pomóc zespołowi, a kto nie - ocenił.
Smuda podkreślał, że jest zadowolony i z wyniku i z braku urazów. Mówiłem, żeby uciekali z nogami, jeśli przeciwnik będzie szedł "na dzika". Nie będzie zmiłuj się dopiero w piątek... Zresztą Polanski tuż przed meczem stwierdził, że zna kilku tych zawodników, a oni między sobą mówili, że zagrają ostro, aby wysoko nie przegrać. Twierdzili, że jeśli ulegną nam mniej niż 0:3, to dostaną premię. Muszę przyznać, że to była drużyna lepsza od San Marino.
Polacy połowę goli zdobyli z karnych. Pierwszego wykorzystał Błaszczykowski, choć ochotę na strzał miał Wasilewski. Obrońca Anderlechtu Bruksela podszedł do drugiej "jedenastki". Trener napastników nie powiadomił piłkarzy, kto ma strzelać jako pierwszy. Ale nie było kłótni, każdy sobie strzelił po karnym i jest spokój. W szatni widać koncentrację, że zbliża się Euro. Ja, jako trener, muszę być spokojny, nie mogę blednąć i się trząść, bo to źle wpływałoby na zespół - dodał Smuda.