Udało się odczytać dane z rejestratorów obu aut jadących w kolumnie przed i za limuzyną premier Beaty Szydło, która 10 lutego miała wypadek w Oświęcimiu - dowiedzieli się dziennikarze RMF FM. Prędkość, z jaką poruszała się rządowa kolumna, będzie jednak ustalana nie poprzez zapisy z rejestratorów samochodów, ale dzięki analizie monitoringu z co najmniej 12 kamer, które zarejestrowały przejazd kolumny w różnych miejscach.
Śledczy zabezpieczyli obraz przejeżdżającej kolumny w odległości 2 kilometrów od skrzyżowania, gdzie doszło do wypadku, i tuż przed samym miejscem wypadku. Ma to pozwolić precyzyjnie oszacować prędkość, z jaką poruszała się rządowa kolumna.
Odczytane wczoraj dane z komputerów pokładowych obu aut zostaną teraz poddane analizie, a wnioski wyciągnięte przez biegłych zostaną zawarte w ekspertyzie, która trafi do prokuratury za trzy tygodnie.
Wypadek, w którym uczestniczyła rządowa kolumna trzech aut wioząca Beatę Szydło, miał miejsce 10 lutego o godzinie 18:37 w Oświęcimiu. Kolumna wyprzedzała fiata seicento: jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy rządowy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w drugie auto w kolumnie - właśnie to, którym jechała szefowa rządu - a ono uderzyło w drzewo.
Tuż po wypadku Beata Szydło trafiła do szpitala w Oświęcimiu, skąd helikopterem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportowano ją do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Spędziła tam tydzień.
Do tej samej placówki trafił również funkcjonariusz BOR-u, szef ochrony premier.
U drugiego funkcjonariusza BOR-u, kierowcy auta szefowej rządu, który także ucierpiał w wypadku, stwierdzono lżejsze obrażenia.
14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca seicento Sebastian K.
Według wtorkowej "Rzeczpospolitej" rozbite w Oświęcimiu audi, warte ok. 2,5 mln zł, nawet po remoncie nie wróci do jazdy z VIP-ami. Limuzyna, którą 10 lutego poruszała się premier Beata Szydło, tuż przed kolizją, mogła jechać z prędkością 90 km/h.
Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji, dzień po wypadku zapewniał, że kolumna aut poruszała się zgodnie z przepisami, z prędkością ok. 50 km/h - takie ograniczenie obowiązywało na ulicy, gdzie doszło do wypadku.
Jak podkreśla gazeta, udowodnienie winy kierowcy seicento 21-letniemu Sebastianowi K. oznaczać będzie, że odszkodowanie za rozbite audi pokryje jego polisa OC. Ewentualna wina kierowcy BOR oznacza brak środków na naprawę rządowej limuzyny, bo ta nie miała autocasco (AC).
Brak tej polisy w rządowych samochodach to nic nowego - poza bardzo wysokimi opłatami za AC wynika także z zasad, jakie BOR stosuje wobec tych aut. Są cały czas pod opieką funkcjonariuszy. Istnieje zakaz pozostawienia auta nawet na chwilę. Parkują w pilnie strzeżonych podziemnych garażach BOR - wyjaśnia "Rzeczpospolitej" jeden z funkcjonariuszy.
(ug)