Częstochowska prokuratura, prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, nie przesłucha członków komisji badającej wypadki kolejowe. Wykluczają to przepisy. A właśnie komisji jako jedynej udało się porozmawiać z dyżurnym ruchu ze Starzyn, zanim mężczyzna trafił do zakładu psychiatrycznego, gdzie przebywa do dziś.
Według szefa komisji, istnieją dokumenty potwierdzające tę rozmowę i prokuratura będzie mogła je przejrzeć - tak jak i inne zebrane przez komisję dokumenty dotyczące wypadku. Takie są ustalenia ostatniego spotkania obu stron.
W sensie procesowym rozmowa członków komisji z dyżurnym ruchu zaraz po wypadku nie ma już jednak żadnego znaczenia, nie może być żadnym dowodem. Dowodem może być teraz wyłącznie prokuratorskie przesłuchanie. Dlatego zresztą procesowego znaczenia nie miałoby również przesłuchiwanie tych, którzy mieli rozmawiać z dyżurnym ruchu zaraz po wypadku.
Bardzo ważnym dowodem są natomiast taśmy z nagraniami rozmów między dyżurnymi ruchu z dwóch posterunków - w Starzynach i Sprowie - między którymi zderzyły się pociągi.
Niestety śledczy nadal nie mogą przesłuchać dyżurnego ruchu ze Starzyn, bo nie zgadzają się na to lekarze ze szpitala psychiatrycznego, do którego mężczyzna trafił na czterotygodniową obserwację. Już wcześniej prokuratorzy zdecydowali o postawieniu dyżurnemu zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej.
W momencie wypadku dyżurny pracował na posterunku w Starzynach, a to miejsce może okazać się kluczowe w wyjaśnianiu przyczyn tragedii. Po minięciu właśnie tego punktu kontrolnego jeden z pociągów wjechał na niewłaściwy tor, co doprowadziło do zderzenia z jadącym prawidłowo składem. Dyżurny miał zaś wiedzieć o awarii zwrotnicy i semafora na torze pod Szczekocinami - problemy pojawiły się kilka minut przed katastrofą.
W tej chwili śledczy dysponują istotnym dowodem - wynikami badań rejestratorów prędkości z rozbitych lokomotyw. Zapisy mogą okazać się kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn wypadku - mogą wykazać na przykład, czy któryś z maszynistów hamował tuż przed zderzeniem. Na razie jednak prokuratorzy nie zdradzają, jakie dane udało się odczytać. Dokument jest tajny.
Reporter RMF FM Marcin Buczek ujawnił dzisiaj, że pojawiły się trudności z wypłatami odszkodowań dla dzieci ofiar katastrofy. Pieniądze zostały im przyznane przez sejmik województwa śląskiego. Odszkodowania w wysokości 10 tysięcy złotych ma dostać 16 dzieci z dziewięciu gmin w trzech województwach. Problem w tym, że przez skomplikowane procedury wypłaty pieniędzy opóźnią się - trzeba będzie czekać na nie co najmniej kilka tygodni.
W katastrofie pod Szczekocinami zginęło 16 osób, a ponad 50 zostało rannych. W tej chwili w siedmiu szpitalach wciąż przebywa jeszcze 10 rannych. Trzy osoby leczone są w Sosnowcu - to pacjenci, którzy wymagać będą długiej rehabilitacji. Jedna osoba leży też wciąż na oddziale intensywnej terapii w siemianowickiej oparzeniówce.