Kim Jo Dzong, siostra przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Una, wydała polecenie zniszczenia międzykoreańskiego biura łącznikowego - poinformowały oficjalne media północnokoreańskie, na które powołuje się agencja Kyodo. Kim Jo Dzong wydała w tej sprawie oficjalne oświadczenie.
Czuję, że najwyższy czas zerwać kontakty z władzami Korei Południowej - napisała Kim Jo Dzong w oświadczeniu. Wkrótce podejmiemy kolejne działanie. Korzystając z upoważnienia, nadanego mi przez Najwyższego Przywódcę, naszą Partię i państwo, wydałam polecenie departamentowi odpowiedzialnemu za relacje z wrogiem, aby przeprowadzić kolejną akcję. Wkrótce będzie można zobaczyć tragiczny obraz kompletnie zniszczonego, bezużytecznego wspólnego biura łącznikowego północ-południe.
Decyzja siostry przywódcy komunistycznego reżimu, która po Kim Dzong Unie jest najbardziej wpływową osobą w Korei Płn., ma związek z ostatnim wzrostem napięcia między obydwa Koreami. Pjongjang kilkanaście dni temu ostro skrytykował Seul za brak reakcji na działalność dwóch grup uciekinierów z Północy, którzy przez granicę wysyłają balony z ulotkami potępiającymi łamanie przez Koreę Płn. praw człowieka i jej nuklearne ambicje.
Następnie Korea Płn. zapowiedziała zerwanie wszelkich kontaktów z Koreą Płd., a pierwszym krokiem w realizacji tych gróźb było zablokowanie przez Pjongjang linii łączności w międzykoreańskim biurze łącznikowym oraz gorących linii między urzędami przywódców i wojskami obu stron.
Kilka dni temu władze w Seulu zakomunikowały, że zamierzają podjąć kroki prawne przeciwko uciekinierom wypuszczającym balony. Południowokoreańscy eksperci ostrzegają jednak, że ściganie dysydentów z Północy może być źle odebrane w społeczeństwo Południa i może być postrzegane jako naruszenie prawa do wolności wypowiedzi.
Obserwatorzy zauważają, że problem dysydentów może być poważnym ciosem dla stosunków między oboma państwami koreańskimi; relacje te uległy znacznej poprawie po tym, jak w kwietniu 2018 roku w wiosce Panmundżom w strefie zdemilitaryzowanej między Koreami spotkali się przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un i prezydent Korei Południowej Mun Dze In.
Podczas spotkania zobowiązano się do rozpoczęcia procesu unormowania dwustronnych relacji, by formalnie zakończyć wojnę z lat 1950-1953. Obecnie obie Koree mają podpisany jedynie rozejm.
Władze Korei Płn. odrzucają także apel Seulu o wznowienie przez Pjongjang rozmów z USA na temat denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego, a starania sąsiadów z Południa określają jako "niedorzeczne". Naprawdę niedorzeczne jest słyszeć brednie ze strony południowokoreańskich władz, które nie mają ani kwalifikacji, by o tym dyskutować, ani pozycji, by wtrącać się w sprawy między KRLD a Stanami Zjednoczonymi - oświadczył Kwon Jong Gun, dyrektor ds. kontaktów z USA w ministerstwie spraw zagranicznych Korei Płn.
Dodał, że "dialog KRLD z USA upadł, a temat denuklearyzacji zniknął", ponieważ nie są spełnione odpowiednie warunki do kontynuacji tej sprawy. Zapewnił także, iż jego kraj nadal będzie rozwijać swoją siłę militarną, aby przeciwdziałać temu, co w Korei Płn. postrzegane jest jako groźby USA. Chcę wyjaśnić, że będziemy nadal budować nasze siły, aby przezwyciężyć utrzymujące się zagrożenia ze strony Stanów Zjednoczonych - powiedział Kwon.
Podczas szczytu w czerwcu 2018 roku w Singapurze, gdzie spotkali się Kim Dzong Un i prezydent USA Donald Trump, przywódca reżimu wyraził skłonność do całkowitej likwidacji północnokoreańskiego programu jądrowego w zamian za gwarancje bezpieczeństwa dla swojego reżimu. Nie ogłoszono jednak konkretnego planu denuklearyzacji ani nie sprecyzowano, jak mają wyglądać te gwarancje.
Rozmowy na drugim szczycie z udziałem obu przywódców w Hanoi, w lutym 2019 roku, zakończyły się fiaskiem. Korea Płn. żądała zniesienia większości nałożonych na nią międzynarodowych sankcji, oferując jedynie częściową denuklearyzację, na co nie zgodziła się strona amerykańska. Negocjacje od wielu miesięcy są w impasie.