Choinkę dobrze było ukraść komuś z lasu - i nie zostać przy tym złapanym. Zanim gospodyni się obudziła, gazda kładł jej przy pościeli siekierę. Stół obwiązywano łańcuchem, a wstawać od niego mogła tylko matka. Trzeba było pojeść dobrze - ale nie do syta… Z Wigilią Bożego narodzenia wiązało się na Podhalu wiele zwyczajów i przesądów. Wierzono, że jaka Wigilia, taki cały rok - trzeba więc było przestrzegać wielu zasad. Przed zapomnieniem uchroniła je Elżbieta Porębska z Białego Dunajca, która zebrała i spisała wspomnienia starych górali. Przeczytajcie, posłuchajcie!

REKLAMA

"W wigilię od rana wszyscy się strasznie pilnowali, bo ta wigilia wróżyła na cały rok" - zaznacza Elżbieta Porębska w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim.

Gospodarz zajmował się zwierzętami, myślał również o żonie...

"Zanim jeszcze rano wstali, to gazda przy pościeli podkładał swojej babie siekierę - po to, że jak wstanie baba z pościeli, coby nogą stanęła na metal - jak stanęła na żelazo, to wróżyło na cały rok, że ta baba będzie zdrowa i silna jak ta stal w tej siekierze" - opowiada ekspertka.

Dodaje, że wcześnie rano budzono także "dzieciska - coby się chwytały jakiej roboty, bo gadali: jaka wigilia, taki cały rok".

Ciekawy zwyczaj dotyczył choinki.

"Choinkę - taką, jak mamy dzisiaj - najczęściej kradli komuś z lasu - po to, coby im się na cały rok darzyło. Dobrze było ukraść. No ale też dobrze było, coby go nikt nie złapał, bo to zaś była zła wróżba" - opowiada Elżbieta Porębska.

Na wieczerzę wigilijną nie szykowano 12 dań, jak się obecnie przyjmuje.

"U nas na wigilię to się je opłatek z miodem, często barszcz z uszkami - ale to już taka moda pańska, kapustę z grochem, grule (czyli ziemniaki - przyp. RMF), kwaśnica mogła być - ale to wszystko było bardzo chude. (...) Górale robili też sobie takie kluski z makiem, które były osłodzone miodem, troszeczkę omaszczone jakąś oliwą. No i od dawien dawna pili kompot z suszonych śliwek" - wylicza badaczka.

Na wigilijnym stole kładziono białą chustę, a pod nią ziarno różnych zbóż - by zapewnić sobie dobry urodzaj - i sianko - "jako Pan Jezus ma sianko w żłóbeczku", a koło pieca albo w kącie stawiano snopek owsa.

"Stół jeszcze dawno, dawno temu obwiązywali łańcuchem - coby ta rodzina cało trzymała się kupy, coby byli dalej razem, coby nic takiego się nie stało" - mówi Elżbieta Porębska.

Do wigilijnej wieczerzy zasiadano wraz z pierwszą gwiazdką, a rozpoczynały ją życzenia i dzielenie się opłatkiem.

Już w czasie wieczerzy nie wolno było wstawać od stołu. "Jedyną osobą, która mogła odejść od stołu, była matka - jakby ktoś wstał, jak jedli, to była zła wróżba - że będzie chorował, a może nawet i umrze" - wyjaśnia ekspertka.

Takich złych wróżb, których unikano, było więcej...

"Musieli dobrze pojeść, ale nie tak do syta, bo to znowu była zła wróżba: że jak przesadnie pojedzą, to coby im potem nie brakło. Nie mogli misek zostawić pustych, coś na dnie musiało zostać" - opowiada Elżbieta Porębska.

Jak dodaje: "po wieczerzy wigilijnej już mogli śpiewać kolędy, (...) potem zbierali się wszyscy na pasterkę", a "od wieczerzy wigilijnej chodzili po chałupach kolędnicy - i tak chodzili już do Trzech Króli".

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

O dawnych świątecznych zwyczajach na Podhalu opowiada Maciejowi Pałahickiemu Elżbieta Porębska