„W trakcie rozmowy z naczelnym "Rzeczpospolitej" Tomaszem Wróblewskim podkreśliłem wyraźnie, że pochodzenie cząstek wysokoenergetycznych, zabezpieczonych podczas badań wraku samolotu Tu-154 M, może być przeróżne" - oświadczył prokurator generalny Andrzej Seremet. Dodał, że czuje się zmanipulowany, bo spodziewał się, że kontrowersyjny artykuł o trotylu na wraku tupolewa zostanie opublikowany razem ze stanowiskiem prokuratury.
Andrzej Seremet utrzymuje, że były już naczelny "Rzeczpospolitej" Tomasz Wróblewski prosił go o spotkanie argumentując, że ma "ważną wiadomość o wadze właściwie równej z racją stanu". Powiedziałem wtedy, że mogę potwierdzić, że podczas oględzin i badań wraku w Smoleńsku narzędzia pomiarowe używane przez biegłych wykazały istnienie jakichś materiałów wysokoenergetycznych, podobnych do materiałów wybuchowych, ale żeby z tego powodu nie wyciągać żadnych, a szczególnie takich wniosków, które byłyby równoznaczne z tym, że użyto takich materiałów przeciwko czy wobec tego samolotu - relacjonował prokurator generalny. Nie zgodził się też ze stwierdzeniem Wróblewskiego, który powiedział, że w dyskusji z prokuratorem ani razu nie padły słowa o tym, że zabezpieczone na wraku cząstki mogą nie być efektem wybuchu.
Podkreślił też, że prosił Wróblewskiego o wstrzymanie publikacji testu do czasu, aż prokuratura będzie mogła się do niego odnieść. Odniosłem wrażenie, że redaktor, wychodząc z mojego pomieszczenia, przyjął moją propozycję - zaznaczył. Wyjaśnił też, że jego zamiarem nie było wpływanie na decyzję redakcji. Uznał, że jest to "na tyle ważna sprawa, że podana w takim właśnie, pozbawionym stosowanego komentarza, w takiej postaci, może spowodować bardzo poważne konsekwencje".
Prokurator Generalny przyznał, że "do pewnego stopnia" czuje się zmanipulowany. Nie spodziewał się bowiem tego, że tekst będzie opublikowany bez dołączenia do niego stanowiska prokuratury. Domyślam się, że redaktor po rozmowie ze mną uznał, że ma potwierdzenie - dodał.