Szef Secret Service, służby ochrony rządu USA, przeprosił w Kongresie za zachowanie agentów, którzy w kwietniu, przed wizytą prezydenta Baracka Obamy w Cartagenie w Kolumbii zaprosili do hotelu prostytutki.
Czterej agenci Secret Service zwolnieni z pracy za swoje zachowanie w Cartagenie postanowili walczyć o przywrócenie im posad - pisze "Washington Post". Twierdzą, że stali się kozłami ofiarnymi, a podobne zachowania wcześniej bywały tolerowane.
Według przewodniczącego senackiej komisji Joe Liebermana, z analizy dokumentów z ostatnich 5 lat wynika, że na pracowników agencji złożono ponad 60 skarg dotyczących wykroczeń na tle seksualnym. Trudno mi uwierzyć, że jednej nocy w Cartagenie 12 agentów Secret Service nagle i spontanicznie zrobiło coś, czego oni ani inni agenci nigdy nie robili przedtem - powiedział senator.
Kolumbijskie prostytutki, z usług których korzystali w Cartagenie ochroniarze Baracka Obamy, nie wykluczają pozwania do sądu zamieszanych w skandal agentów albo nawet całą Secret Service. Przedstawicielki najstarszego zawodu świata chcą domagać się odszkodowania. Twierdzą, że z powodu sprawy, która stała się głośna na całym świecie, straciły reputację i klientów. Prostytutki twierdzą, że po skandalu z ochroniarzami Obamy nie mogą spokojnie pracować. Uważają, że ich klientów odstraszyli amerykańscy tajniacy, którzy po aferze przyjechali do Cartageny sprawdzić, czy panie nie były przypadkiem podstawione przez obcy wywiad. Ciągłe próby przesłuchania powodują, że tracimy klientów - żaliła się jedna z kobiet w kolumbijskiej telewizji. Zapowiedziała też zbiorowy pozew. Prostytucja w Kolumbii jest legalna, dlatego panie nie muszą obawiać się kłopotów w swoim kraju.
Po wyjściu na jaw skandalu w Secret Service wprowadzono nowe przepisy. W czasie zagranicznych wizyt agenci mają unikać alkoholu. Całkowity zakaz jego spożywania zaczyna obowiązywać już dziesięć godzin przed rozpoczęciem służby. Tajniacy nie mogą też sprowadzać do hotelu postronnych osób.