Służba Bezpieczeństwa Ukrainy bada sprawę żołnierzy, którzy zignorowali rozkazy przełożonych i na własną rękę przeprowadzili operację przejęcia rosyjskiego pilota i jego myśliwca. Akcja zakończyła się fiaskiem, a siły ukraińskie poniosły straty, z którymi dowództwu trudno się pogodzić.
W lipcu zeszłego roku w obwodzie kirowhradzkim (centralna Ukraina) żołnierze ukraińscy próbowali zorganizować operację przejęcia rosyjskiego pilota myśliwca MiG-29 wraz z samolotem.
Grupa żołnierzy z lotniska Kanatowe nawiązała kontakt z Rosjaninem. Na podstawie nowo przyjętych przepisów, negocjowano z nim poddanie się i dostarczenie samolotu na ukraińskie lotnisko. Zgodnie z tymi regulacjami Rosjanin miał za to otrzymać milion dolarów. Przygotowujący przejęcie ukraińscy żołnierze podali Rosjanom informacje na temat lotniska. Również te, których zdradzać nie powinni.
Dane te zostały wykorzystane do ataku na lotnisko Kanatowe. W wyniku rosyjskiej akcji zginął ukraiński dowódca, a 17 innych żołnierzy zostało rannych. Eksplozje całkowicie zniszczyły dwa ukraińskie myśliwce i poważnie uszkodziły pas startowy i zabudowania lotniska.
Ta tragiczna w skutkach samowolka ukraińskich żołnierzy stała się teraz przedmiotem śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień przez wojskowych.