Wybory do Parlamentu Europejskiego, które odbyły się 25 maja, są ważne - orzekł Sąd Najwyższy. Rozstrzygnięcie zapadło na podstawie sprawozdania Państwowej Komisji Wyborczej z głosowania i po rozpoznaniu 64 protestów wyborczych. Prokuratura Generalna i przewodniczący PKW Stefan Jaworski złożyli wcześniej wnioski o stwierdzenie ważności wyborów.
Do SN wpłynęły 64 protesty wyborcze. W przypadku 11 z nich sąd postanowił wyrazić opinię, że zarzuty są zasadne, ale naruszenie przepisów nie miało wpływu na wynik wyborów. W przypadku siedmiu protestów SN uznał, że zarzuty były niezasadne. Na wynik majowych wyborów nie miały także wpływu - w opinii sądu - nieprawidłowości wskazane przez PiS w proteście wyborczym (było to sześć zarzutów). Pozostałe protesty pozostawiono bez dalszego biegu.
Głównym zarzutem PiS było błędne - zdaniem partii - zakwalifikowanie głosów jako nieważne. PiS wskazywał, że odsetek głosów nieważnych w majowych wyborach wyniósł 3,12 procent, a w wyborach do PE w 2009 roku - 1,77 procent. SN postanowił protest zostawić bez dalszego biegu uzasadniając m.in., że w proteście nie wskazano nawet jednej komisji obwodowej, gdzie miałoby dojść do rzekomego nieprawidłowego ustalenia wyników głosowania.
Większość protestów wyborczych zgłosili wyborcy, m.in. osadzony w zakładzie karnym, który nie mógł zagłosować, gdyż nie odnotowano, że odbył już karę 10 lat pozbawienia praw publicznych. Protest zgłosił także m.in. niepełnosprawny wyborca, którego z mieszkania wymeldował jego właściciel - ten wyborca nie mógł oddać głosu, gdyż nie było go w spisie wyborców.
Inny z protestów dotyczył pozbawienia prawa do głosu: w spisie wyborców w jednym z lokali wyborczych pod nazwiskiem wyborcy był podpis świadczący o wydaniu karty do głosowania, jednak nie był to podpis właściwego wyborcy, co potwierdziła wezwana na miejsce policja - mimo to komisja odmówiła wyborcy wydania innej karty do głosowania.
Trzy osoby zgłosiły protesty, gdyż w konsulacie we Lwowie, w którym na podstawie zaświadczenia chciały oddać głos, ze względu na sytuację polityczną wybory się nie odbyły. Wyborcy przed wyjazdem do Lwowa upewniali się, że w tamtejszym konsulacie można oddać głos, ale na miejscu otrzymali informację, że mogą zagłosować w ambasadzie w Kijowie.
Do sądu wpłynął także m.in. protest komisji obwodowej nr 2 w Białej Piskiej, która poinformowała, że omyłkowo zaliczyła głosy na rzecz niewłaściwego kandydata z tej samej listy.
Z kolei jeden z kandydatów na europosła zaprotestował, gdyż - według jego wiedzy - jego sąsiedzi oddali na niego głos, natomiast w protokole komisji nie odnotowano żadnych głosów oddanych na tego kandydata.
PiS - 31,78 procent głosów
SLD-UP - 9,44 procent głosów
Nowa Prawica - 7,15 procent głosów
PSL - 6,8 procent głosów
Sąd Najwyższy rozpatruje protest w składzie trzech sędziów w postępowaniu nieprocesowym. Sąd ocenia, czy protest jest zasadny. Jeśli uzna zasadność protestu, ocenia następnie, czy przestępstwo przeciwko wyborom lub naruszenie przepisów miało wpływ na wynik wyborów.
Na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez PKW oraz po rozpoznaniu protestów Sąd Najwyższy w składzie całej Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych rozstrzyga o ważności wyborów. Jest na to 90 dni od dnia wyborów. SN może zdecydować o przeprowadzeniu ponownych wyborów.
Według sekretarza PKW Kazimierza Czaplickiego, do tej pory SN tylko raz zarządził powtórzenie wyborów. W grudniu 2005 roku uznał za nieważne wybory do Senatu w okręgu częstochowskim, ponieważ na kartach do głosowania w tym okręgu nie wydrukowano nazw komitetów wyborczych kandydatów na senatorów. Wybory powtórzono w styczniu 2006 roku. W związku z koniecznością powtórzenia głosowania SN stwierdził wygaśnięcie mandatów dwóch wybranych wówczas senatorów: Jarosława Laseckiego (niezależny) i Czesława Ryszki (PiS). W powtórnych wyborach odzyskali oni swoje miejsca w Senacie.
(edbie)