Zachodnie agencje wywiadowcze ustaliły, że sponsorem sabotażu Nord Stream był obywatel Ukrainy niezwiązany z rządem Wołodymyra Zełenskiego - podaje dziennik "The Times". Informacje te zatajano jednak, by nie doprowadzić do konfliktu Niemców z Ukrainą - Berlin przygotowywał się wówczas do przesłania czołgów Leopard-2.
Jak podaje "The Times", zaledwie tydzień po eksplozjach na gazociągach Nord Stream w ambasadzie jednego ze skandynawskich krajów w Brukseli doszło do spotkania ws. aktualizacji wywiadowczej. Informacje były bardzo szczegółowe.
Według wywiadu, za atakiem stała prywatna firma z Ukrainy. "The Times" podaje, że znane jest nazwisko sponsora całej akcji - to Ukrainiec niepowiązany z administracją Wołodymyra Zełenskiego. Gazeta nazywa go "wpływową postacią", która całą operację finansowała z własnej kieszeni - mowa o jachcie, "elitarnych nurkach", fałszywych paszportach i kosztownych ładunkach wybuchowych "dostępnych tylko dla branży gazowej i naftowej z konkretnymi licencjami".
Na spotkaniu w ambasadzie poproszono uczestników, by nie ujawniali tych informacji i wymijająco odpowiadali na pytania, dlaczego śledztwo w sprawie eksplozji na gazociągu idzie tak powoli.
Według "The Times" NATO chciało uchronić Ukrainę przed ewentualnym konfliktem z Niemcami - wszak gazociągi były kluczowym projektem z punktu widzenia ich polityki energetycznej. Berlin w tamtym czasie przygotowywał się do wysłania czołgów Leopard-2 na Ukrainę i takie doniesienia mogłyby jeszcze bardziej odsunąć w czasie te plany.
Wczoraj "The New York Times", powołując się na amerykańskich urzędników, poinformował, że w sabotaż gazociągów zamieszana była "proukraińska grupa".
Jeszcze dalej poszły niemieckie media. Dziennikarze ARD, SWR i "Die Zeit" mieli zidentyfikować łódź, która rzekomo posłużyła do przeprowadzenia operacji. Według ich informacji, był to jacht wynajęty od firmy z siedzibą w Polsce, prawdopodobnie należącej do dwóch Ukraińców.
Zgodnie ze śledztwem, operację na morzu przeprowadził sześcioosobowy zespół - pięciu mężczyzn (kapitan, dwóch nurków, dwóch asystentów) oraz lekarka. Narodowość sprawców jest nieznana, zwłaszcza, że do wynajmu łodzi używali najprawdopodobniej podrobionych paszportów.
Łódź miała wypłynąć z Rostocku 6 września 2022 roku. Następnego dnia zlokalizowano ją w gminie Wieck auf dem Darß, a następnie na duńskiej wyspie Christiansø, na północny wschód od Bornholmu. Jacht następnie został zwrócony właścicielowi. Według dziennikarzy, śledczy znaleźli ślady materiałów wybuchowych w kabinie. Jesienią zachodnie służby wysłały zawiadomienie, że za sabotażem może stać ukraińskie komando. Potem pojawiły się poszlaki wskazujące na grupę "proukraińską". Śledczy badający tę sprawę nie wykluczają, że może to być "fałszywa flaga", by celowo przekierować podejrzenia na Kijów, choć na razie nie ma dowodów potwierdzających taki scenariusz.
Kijów zaprzecza udziałowi w sabotażu. Doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podoliak podkreśla, że jego kraj nie ma nic wspólnego z atakami na Nord Stream.
Podobnie mówił szef resortu obrony Ołeksij Reznikow, który odniósł się do doniesień mediów brytyjskich i niemieckich. Dla mnie to trochę dziwna historia. Nie mamy z tym nic wspólnego. Myślę, że dochodzenie prowadzone przez oficjalne władze wyjaśni wszystkie szczegóły. To komplement dla naszych sił specjalnych, ale to nie były nasze działania - mówił.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow z kolei przekonuje, że doniesienia mediów mają na celu odwrócenie uwagi od prawdziwych sprawców eksplozji. Przypomnijmy - nie tak dawno Kreml bardzo chętnie promował tekst amerykańskiego dziennikarza Seymoura Hersha, według którego za eksplozją stoją Amerykanie, którzy chcieli wywrzeć presję na Niemcy i zmusić je do poparcia Ukrainy.
Minister obrony Niemiec Boris Pistorius prosił o wstrzymanie się z pochopnymi wnioskami. Musimy jasno określić, czy była to ukraińska grupa, która mogła działać na rozkazy Ukrainy, albo proukraińska grupa działająca bez wiedzy rządu - mówił.
Według niego jest bardzo prawdopodobne, że cała operacja była "fałszywą flagą w celu obarczenia winą Ukrainy".
Gazociąg Nord Stream 1 został wstrzymany w sierpniu 2022 roku, rzekomo z powodu prac konserwacyjnych. Nord Stream 2 z kolei nigdy nie został uruchomiony, ponieważ władze niemieckie odmówiły certyfikacji projektu. 26 września w gazociągach doszło do kilku eksplozji, w wyniku których ocalała tylko jedna nitka Nord Stream 2.
Władze Szwecji, Danii i Niemiec prowadzą śledztwo w sprawie tych wybuchów. Znaleziono ślady materiałów wybuchowych, a także spore dziury - średnica jednej z nich wynosiła osiem metrów.