„Spędzając święta w górach staramy się przywołać przynajmniej namiastkę tego nastroju, który jest w domu” – mówi w rozmowie z RMF FM Ryszard Pawłowski, himalaista i uczestnik wielu zimowych wyprawy w góry całego świata. Jak dodaje, w obchody świąt w bazie włączają się także miejscowi Szerpowie. „Staramy się w jakiś sposób to pogodzić, no i wspólnie cieszyć się razem z nimi” – opowiada Pawłowski.
Bartosz Styrna: Byłeś uczestnikiem kilku co najmniej wypraw zimowych w najwyższe góry świata. Jeżeli jedzie się zimą w Himalaje czy w Karakorum, to często oznacza, że święta trzeba spędzić w bazie. Jak te święta tam wyglądają? Obchodzi się je w ogóle?
Ryszard Pawłowski: No oczywiście, obchodzi się. I tutaj muszę przyznać, że niezbyt chętnie się spędza te święta poza domem, mimo że w pięknej scenerii, w górach. Ja kilkukrotnie byłem w czasie świąt w górach. I to jest tak: staramy się przynajmniej jakąś namiastkę przywołać tego nastroju, który jest w domu. Czyli jeżeli można, to jest ten kawałek czegoś tam zielonego, jakiejś choinki. Często zabrany jakiś opłatek nawet z kraju, często jakieś nawet potrawy, które koledzy przywożą, żeby ten nastrój przywołać taki świąteczny. Staramy się czasami nawet zaśpiewać jakąś kolędę, ale myślami na pewno jesteśmy tutaj z najbliższymi, którzy zostali w domu.
Tak, że z jednej strony jest to piękna sceneria, ale tymi myślami uciekamy w stronę rodziny, w stronę tych świąt domowych, bo rzeczywiście te Święta Bożego Narodzenia to są takie najbardziej chyba domowe święta, że każdy stara się przynajmniej Wigilię i pierwszy dzień spędzić w najbliższym gronie, w gronie głównie rodzinnym.
A czy Szerpowie, którzy wyprawie zawsze towarzyszą - czy to Nepalczycy, czy Pakistańczycy - jakoś w te obchody w bazie się włączają. Czy ewentualnie wyprawa przejmuje jakieś ich obyczaje?
To jakby się przenika - my jakieś ich tradycje, jakieś zwyczaje honorujemy i przejmujemy. Do takich tradycji na przykład należy, choćby przed samą wyprawą, odprawienie takiej ich uroczystości religijnej - tak zwanej puji, czyli czytanie wersetów buddyjskich. Oni bez tego nie ruszają się w góry. Przed każdym wyjściem na swoich ołtarzykach palą wonne kadzidełka i dla nich jest to bardzo, bardzo ważne. Oddają się w opiekę swoich bóstw.
Również my bierzemy udział w takich uroczystościach szanując ich, no i oni z kolei również szanują te nasze święta. Starają się z nami spędzić to uroczyście. Rzeczywiście to się zazębia, zarówno z ich strony, jak i z naszej. Staramy się w jakiś sposób to pogodzić, no i wspólnie się cieszyć razem z nimi.
Czy któreś święta spędzone tam wysoko w górach jakoś szczególnie utkwiły Ci w pamięci?
Między innymi wiele lat temu w Patagonii, gdzie wtedy już byłem sam tylko z Polaków, ale doczekałem do świąt i odwiedziłem polską wyprawę kobiecą, gdzie między innymi była Wanda Rutkiewicz, gdzie była Ewa Szcześniak i Ewa Panejko-Pankiewicz, no i to było takie miłe, właśnie w tym naszym gronie.
A drugie takie święta, które również mi zapadły w pamięci, to były podczas jednej z pierwszych wypraw zimowych na Makalu, wtedy byliśmy tylko w dwójkę z Krzysiem Wielickim i były dwie dziewczyny: Anka Czerwińska i Ingrid z Belgii. I rzeczywiście tam byliśmy właściwie sami, oprócz naszego kucharza. W takiej pełnej, pełnej zimie - kilkanaście stopni mrozu. Ale też przemycone tam gałązki mieliśmy takiej naszej sosny i również te święta były... oczywiście była jakaś symboliczna rybka i te święta spędziliśmy.
Dzisiaj jest chyba trochę łatwiej - jest telefon satelitarny, jest laptop, można zadzwonić. Kiedyś chyba spędzanie świąt w górach bardziej doskwierało?
Tak, na pewno to było bardziej przygnębiające. Dlatego, że nie można było choćby podzielić się życzeniami świątecznymi, nie można się było przenieść czy porozmawiać bezpośrednio z rodziną, która już wtedy siedziała przy stole wigilijnym. I tylko tymi myślami trzeba się było przenieść i rzeczywiście to było troszeczkę bardziej przygnębiające.
Teraz faktycznie troszkę się to ułatwiło, natomiast ja muszę ze swojej strony powiedzieć, że wtedy kiedy nie muszę tych świąt spędzać w górach - a kiedyś często robiłem to z własnego wyboru - to staram się nie spędzać. Staram się w gronie rodzinnym spędzić tutaj już na miejscu, w Polsce, w domu. A góry przekładam sobie na przykład o te kilka dni, żeby później już bez żadnych stresów się nimi cieszyć.